Treść artykułu

Teraz będzie już z górki

Magda nie lubiła szkoły. Z większością przedmiotów radziła sobie nie najgorzej, ale matematyka była dla niej prawdziwą kulą u nogi. Przepisywała z tablicy obliczenia, ale rzadko kiedy rozumiała wszystkie przykłady. Odrabianie lekcji to był prawdziwy koszmar. Bez względu na to, ile czasu poświęcała na naukę i tak zawsze się myliła. Nawet pomoc rodziców na niewiele się zdawała – niestety nie potrafili jej wszystkiego dobrze wytłumaczyć. Choć trzeba przyznać, że się starali. Wieczorem czuła się więc tylko jeszcze bardziej sfrustrowana i rozczarowana samą sobą. I coraz mniej chętnie wstawała rano, jakby wyjście do szkoły oznaczało jakąś straszną karę. I czasem tak właśnie się czuła, zwłaszcza przed klasówkami – jak skazaniec przed egzekucją.

Pech chciał, że po zmianie szkoły trafiła do klasy, w której nie brakowało prymusów. Zwłaszcza z matematyki. Wielu jej kolegów i sporo koleżanek zajmowało wysokie miejsca w różnych olimpiadach. Problem jednak nie leżał w tym, że się przechwalali – robiła tak zaledwie garstka osób. Ale niekiedy ktoś jej z tego powodu dokuczał, komentując głośno jej błędy. To niby miały być tylko żarty, ale sprawiały jej przykrość, choć nauczycielka zawsze upominała uczniów za takie zachowanie. Z powodu tego typu sytuacji Magda czuła się wykluczona, jakby przez to, że nie lubiła matematyki i nie radziła sobie z nią dobrze, była gorsza od innych. Nie uczestniczyła w rozmowach na temat zadanych lekcji, przygotowań do konkursów, nikt nie miał też powodów do tego, by gratulować jej sukcesów w międzyszkolnych zmaganiach. Odpowiadając przy tablicy, miała wrażenie, że inni ciągle się na nią gapią i tylko czekają na jej pomyłkę, co jeszcze bardziej ją denerwowało. Przez to częściej się myliła i zbierała gorsze oceny. 

Wychowawczyni zaczęła w końcu dopytywać się, czy Magda nie potrzebuje pomocy. Zaproponowała nawet zajęcia wyrównawcze. Dziewczynka zapisała się na nie na próbę w przekonaniu, że będą nudne i męczące. Tymczasem w sali czekała na nią prawdziwa niespodzianka.

– Kacper? Ty tutaj? – zdziwiła się na widok kolegi z klasy. – Przecież ty masz z matmy prawie same czwórki.

Kacper tylko uśmiechnął się w odpowiedzi.

– Mam. Właśnie dlatego, że chodzę tu od początku zeszłego roku. Na zajęcia z polskiego też, bo mam dysortografię i dys…

– I sporo dyscypliny – wtrąciła nauczycielka, pani Basia. – Kacper to w naszej grupie prawdziwy prymus. Nikt nie spędził tyle czasu nad rachunkami, co on.

Okazało się, że chłopiec od dawna miał kłopoty z nauką. Zwłaszcza z matematyką.

– Najpierw ciągle łapałem ze sprawdzianów jedynki i dwójki – przyznał szczerze. – Liczyłem za wolno i ciągle się myliłem, bo nie potrafiłem się skupić. Ale zacząłem chodzić na zajęcia wyrównawcze i pani Basia pokazała mi, jak sobie z tym radzić. Z czasem matematyka okazała się nie taka straszna, jak myślałem. Zwłaszcza że to nie są takie całkiem zwyczajne zajęcia. Zresztą sama zobaczysz!

Kacper miał rację. Pani Basia nie tylko powoli i dokładnie tłumaczyła wszystkie zagadnienia, lecz także nie krytykowała nikogo, jeśli czegoś nie zrozumiał. W dodatku wymyślone przez nią zadania z treścią były zabawne: a to o klaunie, który ciągle się przewracał i gubił guziki, przez co spadały mu spodnie, i trzeba było policzyć, ile kroków zrobił bez nich, a ile z nimi, a to o dziwnym kocie, który podkradał swojemu panu mleko z lodówki… Dwie godziny lekcyjne minęły nie wiadomo kiedy i Magda poczuła, że już nie może doczekać się kolejnych. 

Na następne zajęcia poszła już bez obaw. Zwłaszcza że Kacper okazał się wyjątkowo miły. Wcześniej niezbyt często ze sobą rozmawiali. Teraz spędzali w swoim towarzystwie większość przerw. Jakby kłopoty z matematyką ich ze sobą połączyły. Wyszło na jaw, że chłopiec miał wcześniej bardzo podobne odczucia do niej. 

– Też miałem wrażenie, że wszyscy się na mnie gapią, gdy stałem pod tablicą, jakby tylko czekali, aż się pomylę podczas odpowiedzi – wyznał pewnego dnia. – I że będą przez to gorzej o mnie myśleli. I uśmiechali się z poczuciem wyższości. Wszystko się zmieniło, gdy zacząłem sobie lepiej radzić z liczeniem i poczułem się pewniej. Nagle przestali mieć powód do żartów, a ja sam też zacząłem inaczej o tym myśleć. Zobaczysz, że z tobą też tak będzie.

Z początku Magda nie chciała w to uwierzyć. Ale z czasem rzeczywiście liczenie szło jej coraz lepiej. Nawet odrabianie lekcji stało się przyjemniejsze, tym bardziej że zaczęła je odrabiać razem z Kacprem – wiadomo, co dwie głowy, to nie jedna. Jeśli nie mieli jak się spotkać po lekcjach, dzwonili do siebie albo pisali na czacie. Z początku to on częściej wpadał na właściwe rozwiązania trudniejszych zadań. Ale pewnego dnia udało się to Magdzie. Czuła się potem z siebie bardzo dumna. Z radością opowiadała o tym rodzicom. 

– Dobrze wiedzieć, że nie mnie jednej matematyka nie lubi – żartowała. – Jakoś tak lepiej się czuję, od kiedy wiem, że jest ktoś, kto mnie rozumie. I patrzy na to podobnie jak ja. Teraz, gdy odpowiadam przy tablicy, Kacper zawsze pokazuje mi, że trzyma za mnie kciuki. To miłe. Mimo że nadal czasem się mylę. I niektórzy wciąż patrzą na mnie później z wyższością. I komentują moje pomyłki. 

Na szczęście chłopiec miał dla niej jeszcze jedną niespodziankę. Pewnego razu, nie mówiąc nic dziewczynce, przyszedł do szkoły wcześniej niż zwykle. Poprzedniego dnia rozmawiał na przerwie z panią od matematyki. Było mu żal Magdy, bo dobrze wiedział, że nawet niewinne uwagi potrafią zaboleć. Pani jednak podpowiedziała mu, co mógłby zrobić. Oboje doszli do wniosku, że klasa prędzej posłucha jego niż jej. 

Zanim Magda pojawiła się w szkole, zdążył omówić wszystko z prawie każdym z uczniów. Tego dnia dziewczynka znowu została wezwana do tablicy. Zadanie nie należało do łatwych. Jakież było jej zdziwienie, gdy zamiast: „jak długo można to liczyć?” albo: „przecież to strasznie proste” usłyszała za plecami podpowiedzi i słowa: „spokojnie, dasz radę”. O dziwo, nie był to głos Kacpra, lecz jednej z koleżanek. Magda posłała jej pełne wdzięczności spojrzenie.

I nagle rozwiązanie jakby samo pojawiło się w jej głowie. Bez trudu dokończyła zadanie. Gdy wracała na swoje miejsce, nikt z niej nie żartował ani nie uśmiechał się krzywo. Kilka osób uniosło nawet do góry kciuk, jakby chciało jej pogratulować. Od razu domyśliła się, czyja to sprawka, i na przerwie podziękowała Kacprowi za pomoc. Mocno go przy okazji za to wyściskała. 

– Nie ma za co – odparł nieco zmieszany jej wylewnością chłopiec. – Zobaczysz, teraz będzie już z górki…

Anna Paszkiewicz