Laska w dłoń i do przodu
Kiedy byłem małym chłopcem, spotkałem dorosłego niewidomego pana. Szedł sam alejką, a w dłoni trzymał białą laskę, taką z kulką przy gumce mocującej, składaną. Chciałem być jak on, choć nie do końca zdawałem sobie sprawę z ograniczeń, które powoduje brak wzroku, ale z naiwną, dziecięcą radością mówiłem, że też chcę taką laskę mieć. Mając prawie 10 lat, mogłem pochwalić się pierwszym własnym białym kijem. Mój wujek uczył mnie chodzenia z laską. Nie miał on „tyflopapierów”, za to głowę na karku – z jednej strony podnosił poprzeczkę, z drugiej wspierał.
Kurs orientacji miałem już w szkole podstawowej. Uczył mnie człowiek surowy, wspierający i konkretny. Na moje pytanie, kiedy będę miał egzamin, odpowiedział, że tak naprawdę jego zadaniem jest nauczyć mnie prawidłowego posługiwania się „blondynką”, a swój egzamin będę zdawał przez całe życie. I choć wielokrotnie słyszałem, że w dorosłości będę miał dosyć samodzielnego chodzenia, byłem innego zdania, za wszelką cenę chciałem chodzić z „blondynką” po znanych i nieznanych ścieżkach. Po ukończeniu kursu poczułem się wolny jak ptak, mogłem jak kot chodzić swoimi drogami bez uzależniania się od innych.
Od tej pory biała laska jest moją nieodłączną towarzyszką. Nieważne, czy idę do sklepu, czy wyjeżdżam za granicę, ten niewielkich rozmiarów składany kijek czyni mnie niezależnym. Nie jestem już niewolnikiem, ale panem swojego losu. Wiem, że niektórzy obawiają się białej laski. Myślę jednak, że z nią będziemy lepiej postrzegani przez społeczeństwo. Z nią jesteśmy niezależni i choć czasem musimy poprosić o pomoc, to świat stoi przed nami otworem. A więc lagi w dłonie i do przodu!
Rafał Kanarek
Centrum Komunikacji w Instytucie Tyflologicznym PZN