Z Pięknymi w piękne miejsca: W Warszawskim Zoo
– Mamo! Moja koleżanka Kasia była ostatnio w zoo, a ja jeszcze nigdy nie byłam! Czy możemy tam pójść? – zapytała proszącym głosem Zosia.
– Myślę, że to dobry pomysł. Porozmawiam z tatą – odpowiedziała pani Piękna, która wraz z mężem zgadzała się co do tego, że miesiąc bez wycieczki jest miesiącem straconym.
Po kilku dniach pan Piękny przyjechał wieczorem do domu z dwiema książkami. Jedną – tradycyjną i drugą, znacznie większą, zapisaną brajlem. Były to przewodniki kupione w Punkcie Obsługi Klienta ogrodu zoologicznego w Warszawie.
– Kiedy je przeczytacie, wybierzemy się razem do opisanego w książkach niezwykłego miejsca – powiedział tata.
Dzieci z zapałem zabrały się za czytanie. Już na drugi dzień oznajmiły, że lekturę skończyły. Szczególnie dumna była Zosia, która dopiero niedawno nauczyła się czytać i której tata kazał przeczytać tylko kilka wybranych stron.
– Książka przeczytana, czyli zgodnie z obietnicą za kilka dni ruszamy na wycieczkę! – podsumował pan Adam.
Pracowniczka Punktu Obsługi, w którym pan Piękny kupił książki, doradziła, aby zwiedzać zoo w dniu powszednim, bo są wtedy mniejsze tłumy. Powiedziała też, że bilety dla osób niepełnosprawnych są darmowe. Tak więc we wtorek, tym razem z samym tatą, który wziął na ten dzień urlop, rodzeństwo Pięknych wsiadło do tramwaju jadącego na warszawską Pragę. Po dojechaniu ruszyli w stronę bramy wejściowej.
Rodzina naszych bohaterów podczas zwiedzania skupiła się na tych zwierzakach, które Pawełek mógł poznać poprzez ich rzeźby i opisy w brajlu przy wybiegach (wybiegi to w ogrodach zoologicznych miejsca, gdzie żyją zwierzęta). Były to: sowy, niedźwiedzie, pingwiny, tukany, goryle, słonie, nosorożce, krokodyle, żyrafy i rekiny.
Chłopiec komentował charakterystyczne zapachy niektórych zwierząt, a także uważnie wsłuchiwał się w odgłosy, jakie wydają. Szczególnie ciekawe było to przy ptakach. Okazało się, że pozory czasem mylą – stworzenia, które wydawały dźwięki podobne do ryczenia osłów okazały się… pingwinami!
Nie ominęli jednak wielu innych mieszkańców ogrodu, których wygląd opisywała bratu Zosia. Szczególnie żywo relacjonowała psoty ślicznych surykatek:
– Ale zabawne! Dwie stoją na łapkach prawie jak ludzie! Inne leżą na brzuchu z zadartymi do góry łebkami, jeszcze inne bawią się…
Co robiły inne zwierzęta? W akwarium kolorowe rybki, w tym błazenki – takie jak Nemo i jego tata z filmu – wesoło pływały; koniki morskie też poruszały się w wodzie, jednak wolniej i dostojnie; małpy – jak w wierszu Jana Brzechwy – „skakały niedościgle”; słoń podnosił do góry trąbę; szczudłaki – ptaki wyglądające jak miniaturki bocianów – chodziły powoli na swoich długich nogach; lwy przechadzały się królewskim krokiem po wybiegu; niedźwiedź polarny leżał z głową podniesioną do góry, przyzwyczajony do letniego słońca; wielki żubr zajadał siano. Długo można by opowiadać o wszystkich zwierzętach, których w Warszawskim Zoo żyje ponad 12 tys.!
Podczas wyprawy nie zabrakło i humoru:
– Tato, a wiesz jak nazywałby się nosorożec z włosami? – zapytała Zosia.
– Nie wiem, ale na pewno wymyśliłaś coś oryginalnego.
– Włosorożec!
Po obowiązkowych lodach przyszedł czas na powrót.
– I którzy mieszkańcy ogrodu najbardziej wam się podobali? – spytał tata.
– Mnie słonie i sowy – odpowiedział Paweł.
– A mi surykatki i mrówkojad – dodała Zosia.
– Cieszę się! A teraz wracamy do naszego Azora. To też piękny zwierzak, prawda?
– Tak, tak! A po obiedzie wyjdziemy z nim na spacer! – oznajmiły pociechy państwa Pięknych, wcale niezmęczone długim spacerem.
Fot. Damian Kuśmirek