Wasze sprawy: Osoba wysoko wrażliwa – kim jest?
Wysoka wrażliwość to hasło bijące rekordy popularności już od kilku lat. Powstaje wiele poradników, artykułów w Internecie i prasie, są nawet miejsca skupiające ludzi deklarujących się jako osoby wysoko wrażliwe. Ale czym właściwie ta wysoka wrażliwość jest, a czym nie do końca?
Koncepcja osoby wysoko wrażliwej (ang. highly sensitive person) została wprowadzona przez amerykańską psycholog Elaine N. Aron w latach 90. XX w., która zauważała zespół różnych cech u siebie i badanych przez siebie studentów. Wysoka wrażliwość została przez nią uznana za wrodzoną, niezależną od stylu wychowania czy innych okoliczności środowiskowych, cechę temperamentu.
Według autorki osoby wysoko wrażliwe (WWO) są bardziej czułe na różnorodne doświadczenia, odznaczają się większą reaktywnością emocjonalną, fizyczną i sensoryczną oraz rozbudowanym życiem wewnętrznym.
Czy jestem WWO?
Wysoką wrażliwość można opisać za pomocą akronimu DOES, który obejmuje cztery kluczowe aspekty zachowania:
- D (depth of processing) – głębia przetwarzania. Tendencja do głębokiego przetwarzania informacji, rozważania różnych możliwości i analizowania szczegółów przed podjęciem decyzji lub przystąpieniem do działania,
- O (overstimulation) – przestymulowanie. Skłonność do doznawania przestymulowania i przesytu bodźcami, prowadząca do zmęczenia układu nerwowego,
- E (emotional reactivity and empathy) – reaktywność emocjonalna i empatia. Tendencja do przeżywania silnych reakcji emocjonalnych i więzi empatycznej. Wrażliwość na subtelne sygnały wysyłane przez inne osoby oraz umiejętność wczuwania się w ich sytuacje,
- S (sensing the subtle) – wyczuwanie subtelności. Wyczulenie na subtelności w otaczającym świecie. Uważność na szczegóły i niuanse, które umykają innym (np. mimika, mowa ciała, ton głosu).
Na stronie autorki zamieszczony jest także kwestionariusz do diagnozy objawów WWO: www.hsperson.com.
Warto jednak podkreślić, że koncepcja opracowana przez E. N. Aron odnosi się do bardzo wielu obszarów funkcjonowania człowieka, które mogą mieć zróżnicowane podłoża. Sam kwestionariusz zawiera stwierdzenia, które opisują objawy mogące mieć bardzo różne przyczyny, np. zaburzenia lękowe, spektrum autyzmu, uszkodzenia układu nerwowego. Mogą być one także reakcją na przebytą w przeszłości traumę lub wywodzić się z trudności we wczesnodziecięcej relacji z rodzicami. Z tego powodu trudno jest uznać wysoką wrażliwość jako jednolitą cechę. Ogólność tego kwestionariusza powoduje, że tak naprawdę większość z nas znajdzie w nim wiele rzeczy, które go opisują. Autorka nie oddziela też tego, co wrodzone od tego, co zostało nabyte przez nasze doświadczenia. Niestety mimo rekordów popularności, koncepcja ta bardziej opiera się na osobistych przemyśleniach i wnioskach autorki niż rzetelnych badaniach.
Blaski i cienie WWO
Biorąc pod uwagę powyższe, przypisywanie sobie etykiety osoby wysoko wrażliwej może mieć negatywne skutki. Zrozumiałym jest, że kiedy człowiek czuje dyskomfort, chciałby się go jak najszybciej pozbyć. Tłumaczenie więc sobie swoich trudności wysoką wrażliwością może przynosić pewną ulgę, bo stwarza to pozór rozumienia siebie, zaspokaja naturalną potrzebę jasności i klarowności. Może to jednak prowadzić do pozornego przystosowania, a tak naprawdę powodować ucieczkę od konfrontacji z prawdziwymi przyczynami naszych problemów.
Spójrzmy np. na osobę odczuwającą lęk społeczny. Czuje ona bardzo duży dyskomfort w sytuacjach ekspozycji, m.in. podczas odpowiedzi ustnych, a w większym nasileniu, także w trakcie rozmowy czy już samego kontaktu z innymi osobami. Lęk ma to do siebie, że im bardziej unikamy czegoś, czego się boimy, tym bardziej rośnie w siłę. Terapią dla lęku jest więc bezpieczne oswajanie się z sytuacją wzbudzającą go. Jeśli osoba z fobią społeczną odnajdzie się jako WWO, to prawdopodobnie stwierdzi, że jest to jej cecha i jedyne, jak może sobie pomóc, to unikać sytuacji wzbudzających lęk, bo wtedy żyje w zgodzie ze swoją wrażliwością. Niestety nie pozwoli jej to na sięgnięcie po pomoc terapeuty i uwolnienie się od lęku, a spowoduje jedynie, że będzie się on pogłębiał i coraz bardziej zaburzał realizację obowiązków oraz ograniczał możliwości.
Różne stopnie reaktywności
Oczywiście jasne jest, że każdy z nas jest inny i ma różne potrzeby. Każdy także ma różną reaktywność układu nerwowego, czyli mniejszą lub większą odporność na docierające do nas bodźce. Jedna osoba np. natychmiast reaguje na nowy bodziec dużym poziomem niepokoju, a druga niemal go nie zauważa, co jest wynikiem ich poziomu reaktywności. Niektórzy będą potrafili bez większego wysiłku ten niepokój u siebie obniżyć, np. angażując się w jakąś inną czynność, a inni nie – za to odpowiada zdolność do samoregulacji.
Zgodnie z teorią temperamentu Jana Strelaua na temperament człowieka składają się m.in. reaktywność emocjonalna i wrażliwość sensoryczna. Pierwsza cecha to podatność na czynniki wywołujące w nas emocje, podatność na poddawanie się im. Wrażliwość sensoryczna to z kolei wytrzymałość naszego układu nerwowego na stymulację różnymi bodźcami. Im większa wrażliwość u danej osoby, tym szybciej w środowisku, gdzie dużo się dzieje, staje się zmęczona, mniej uważna czy drażliwa. Zarówno reaktywność emocjonalna, jak i wrażliwość sensoryczna są cechami każdego człowieka, ale każdy z nas ma inne ich nasilenie. Wysoka reaktywność układu nerwowego wymaga przede wszystkim jej świadomości, a poza tym zaopiekowania się sobą. Jeśli nasz układ nerwowy jest wysoko reaktywny, „szybkie życie”, atmosfera dużego miasta będą nas przemęczały. Dobrze więc wtedy znaleźć swój rytm życiowy, wsłuchać się w siebie, obserwować i tak zaplanować swoje obowiązki, żeby nie „zamęczyć” swojego organizmu. Trzeba jednak uważnie przyglądać się temu, co wynika z naszego temperamentu, a co jest już skutkiem naszych doświadczeń i być może lęków.
Bądź świadomy!
Do dobrego funkcjonowania każdego człowieka, bez względu na poziom reaktywności układu nerwowego, bardzo ważna jest świadomość siebie, swoich potrzeb, rozpoznawanie zasobów i możliwości oraz uwzględnianie tego w codzienności. Tłumaczenie sobie swoich nieprzyjemnych objawów byciem WWO może dać nam chwilową ulgę, ale na dłuższą metę nie rozwiąże naszego problemu. Jeśli nie będziemy poszukiwać podłoża naszych trudności a jedynie przypiszemy sobie etykietę WWO, mamy małe szanse na realną pomoc samym sobie. To tak, jakby leczyć psujący się ząb środkiem przeciwbólowym – nie działamy na przyczynę, a jedynie na objaw tego, co nam dolega. Prędzej, czy później ząb się jednak zepsuje. Pamiętajmy o tym i dbajmy o siebie i swoją wrażliwość!
Fot. Shutterstock
***
Artykuł ukazał się w „Pod lupą” nr 2/2023.
Więcej zarówno o czasopiśmie, jak i prenumeracie dowiesz się, klikając tutaj: https://pzn.org.pl/wydawanie-czasopism/pod-lupa/.
Wydawanie czasopism i biuletynu jest współfinansowane ze środków PFRON.