Treść artykułu

Ciemnoskóra dziewczynka w chuście na głowie, uśmiecha się

Święto całej wioski

Eva ubrała się w elegancki mundurek, którego wymagano w szkole. Koniecznie należało założyć białe skarpetki, które po całym dniu były już ciemne po czerwonym kurzu unoszącym się z suchej ziemi. Do szkoły nie miała zbyt daleko. Musiała jednak przejść przez główną drogę, na której bardzo często spotykała stado krów, które ich właściciel prowadził na pastwisko. Miał ich bardzo dużo, więc uchodził w małym afrykańskim miasteczku za bogatego. Eva mogła wypić mleko za darmo w szkole, miała również zapewniony ciepły posiłek. Tymczasem przyglądała się leniwie stąpającym krowom. Tuż przed szkołą drogę przebiegła jej mała małpka. Małpy były wszędzie, czasem skakały jak szalone po blaszanych dachach domków. Szukały jedzenia u ludzi. Niemniej jednak dziewczynka je lubiła, choć czasami trzeba było uważać, aby nie ukradły nic z ręki, bo potrafiły to robić bardzo szybko i sprytnie, a dogonić ich nie sposób, kiedy zwinnie skaczą z jednego drzewa na drugie.

Lubiła chodzić do szkoły, bo działy się tam ciekawe rzeczy, a w trakcie przerw wszystkie dzieci wybiegały na zewnątrz, żeby bawić się w przeróżne zabawy, np. w Kopciuszka. Jedna osoba stała w środku i śpiewała piosenkę w języku angielskim „My name is Eva, my friend is Sara”, a wymieniona osoba była kolejną, która wchodziła do koła i wybierała następną i tak w kółko. Zabawa mogłaby trwać w nieskończoność, ale Eva musiała wracać do domu szybko po zajęciach, aby pomóc mamie. Zazwyczaj wracała w porze obiadowej, kiedy gotowano jeszcze ugali – papkę z mąki kukurydzianej i wody, z różnymi dodatkami. Eva często formowała z niej kulę, która potem lądowała na talerzu. Ugali można było przygotować z warzywami lub z mięsem. Najczęściej jednak były to fasola, kukurydza, ziemniaki czy pomidory.

Czasem Eva szła do babci i pomagała jej obierać kolby kukurydzy. Dzisiaj właśnie mama wysłała ją tam, mówiąc, że czeka ją zadanie specjalne. Dziewczynka pobiegła szybko, zastanawiając się, co to może być. Starsza pani w ramach podziękowania dla sąsiada, który pomógł przy naprawach jej skromnej chatki (a właściwie to dachu), chciała podarować mu kurę, aby miał co dzień świeże jajka, co było znaczącym i cennym podarunkiem. Z racji jednak wieku, babcia nie była już w stanie złapać ptaka, poprosiła więc małą Evę. Ale nawet i ona nie dała rady. Unosiły sie jedynie za nią tumany kurzu, które wpadały do oczu i ust, aż zaczęła się nimi krztusić. Pobiegła do wioski, krzycząc na całe gardło: Pomóżcie mi złapać kurę! Zaraz więc przybiegły znajome dzieci. Co tam się działo! Wszyscy się napocili, nawdychali kurzu, poprzewracali i zderzali, ale w końcu się udało! Kurę złapał najstarszy chłopiec z grupy. Babcia podziękowała im i poczęstowała ich słodkimi bananami, a ptak trafił do sąsiada, który później i tak dzielił się z babcią świeżymi jajkami. Dzieciaki umorusane od kurzu, ale zadowolone wróciły do swych domów, a Eva cieszyła się, że ma dobrych przyjaciół. Z podekscytowaniem myślała o kolejnych dniach – o sobocie, która była dniem prania i niedzieli, która miała być wielkim świętowaniem.

Następnego ranka dziewczynka szła z siostrą i mamą nad jezioro. Był to czas prania, ale też spotkań i rozmów dorosłych. Dzieci miały przy tym dobrą zabawę, pluskały się i oblewały wodą. Dla Evy najtrudniejsze było maszerowanie z koszem na głowie. W Afryce nosi się tak rzeczy, aby mieć wyprostowaną sylwetkę. Dziewczynka była jednak najmłodsza, więc dopiero się uczyła i po prostu szła najwolniej. Mama jej pomagała, wrzucając tylko jedną lub dwie rzeczy do kosza, aby najpierw nauczyła się nosić sam kosz. Eva skrycie ją podziwiała, że może nieść kilka kilogramów, a do tego jeszcze dziecko zawinięte w chuście.

– Jak Wy to robicie? – zapytała zrezygnowana podczas drogi.
– Spokojnie, niedługo się nauczysz – uspokajała ją jej siostra, po czym podeszła do niej. – Hmmm, myślę, że sekret tkwi w podłożu, jakie przygotowałaś. – Po czym ściągnęła kosz i zerknęła na nierówno zwiniętą szmatkę – To przez tę szmatkę. Popatrz, aby kosz się utrzymywał, trzeba z tego materiału ułożyć takie gniazdko, jak ptaki na drzewach. Wtedy wiaderko czy kosz dobrze trzyma się na głowie. – Ułożyła poprawnie materiał, położyła kosz i rzeczywiście, jej siostra szła znacznie pewniej, a kosz nie spadał jej z głowy tak często, jak wcześniej. Dziewczynka więc rozpromieniła się, że może rzeczywiście niedługo będzie już szła równie pewnie, jak jej mama, która wogóle już chyba nawet nie pamięta o tym, że ma coś na głowie, mimo że nosi na niej ciężkie rzeczy. Nad jeziorem Eva spotkała swoją ulubioną koleżankę o imieniu Furaha (szczęście), która ledwie ją zobaczyła, już zaczęła przyjaźnie krzyczeć:

– Eva, Eva! Chodź, musimy powtórzyć nasz taniec na jutro na nabożeństwo. – W parafii miał być odpust, toteż z tej okazji różne grupy społeczne przygotowywały różne występy.

– Ach, poczekaj, szybko wypiorę moje sukienki – powiedziała, po czym wrzuciła je, zamieszała w wodzie i wyciągnęła, zerkając, czy mama patrzy.

– A może przyjdziesz do mnie do domu? – zapytała Furaha, a Evie rozpromieniły się oczy. W Tanzanii wszyscy odwiedzali się bez zapowiedzi, przy każdej możliwej okazji, a jednak specjalne zaproszenie było bardzo miłe. Pobiegła więc do mamy zapytać o zgodę, a ta powiedziała, że jak wrócą z praniem do domu, to mogą iść. Dziewczynki szybko więc się z tym uwinęły i Eva pobiegła do domu przyjaciółki. Kiedy tylko weszły do środka, Furaha odtańczyła taniec na powitanie, co było niezwykle miłym gestem. Jeśli ktoś tańczy na twoje powitanie, to znaczy, że naprawdę jesteś tam mile widziany.

Następnego dnia cała wioska ubrała się w najpiękniejsze kolorowe stroje, również Eva i Furaha. Dziewczynki udały się na nabożeństwo, na którym wraz z innymi dziećmi zatańczyły swój taniec. A potem rozpoczęła się prawdziwa zabawa. Zebrała się cała społeczność wioski: ktoś przyniósł wielki gar, ktoś inny wziął ryż, ktoś fasolę, ktoś wodę i herbatę. Rozpoczęło się wielkie gotowanie, aby każdy mógł otrzymać swoją porcję ryżu z fasolą oraz herbaty z mlekiem. W międzyczasie chór śpiewał energiczne pieśni, ktoś grał na bębnach, a grupa taneczna prezentowała prosty układ, do którego każdy mógł się dołączyć. Małe dzieci przekazywano sobie z rąk do rąk, starsze biegały pomiędzy wszystkimi, a dorośli zbierali się na plotki. Wszystkim udzieliła się atmosfera radości,wspólnoty i wdzięczności. A Eva pomyślała – jaka piękna jest moja Tanzania.

Iwona Karpińska