Treść artykułu

„Robię to, na co mam wpływ”

Jej śmiech wywołuje serdeczny uśmiech. Trudno nie zerknąć z ciekawością, kto to i dlaczego tak się śmieje. Na każdą sytuację ma dobry żart, który rozbroił już niejedną osobę. Owszem, czasem niezdarnie rozrzuca rzeczy; wejdzie nie tam, gdzie trzeba; zgubi się kilka razy, ale jej pogodne usposobienie szybko zjednuje sympatię i przemienia te wszystkie sytuacje w zabawne opowieści. Tak barwne, że aż brzuch boli ze śmiechu. W jej wydaniu każda niezręczna sytuacja staje się żartobliwa. Kim jest ta kobieta o zaraźliwym śmiechu? 

Dzieciństwo

Gdy ją poznałam, nie wiedziałam, że ma jakiś większy problem z widzeniem. Zastanawiał mnie tylko rozbiegany wzrok. Gdy przebywało się z nią dłużej, można było zobaczyć ją z „oczami przyklejonymi do telefonu” – jak mawia starsze pokolenie. Jej wada wzroku jest na tyle duża, że nie widzi literek w SMS-ach. Tak się również uczyła – „z nosem w laptopie”. Tak czytała też książki. Przy pierwszym spotkaniu nikt nie mógł się zorientować, jak duża to wada, bo poza czytaniem nic innego nie rzucało się w oczy. Podobnie jak przez pierwszy rok dzieciństwa. Była wcześniakiem, więc od początku pojawiły się komplikacje zdrowotne. Jej mamie powiedziano, że córka „będzie warzywem”, ale ona się zaparła, że się nie podda, że będzie wytrwale szukać odpowiednich lekarzy. Problem ze wzrokiem zdiagnozowano jednak rok później. Pierwsza operacja korekcji zeza skutkowała trzymiesięcznym pobytem w szpitalu. Sylwia często tam wracała, bo mając astmę dziecięcą i wielokrotne (14 razy!) obustronne zapalenie ucha środkowego, nie sposób było obejść się bez pomocy lekarskiej. Była odważnym dzieckiem. Na tyle, że musiała znosić śmiech i kpiny rówieśników w szkole podstawowej, co jednak mocno zrujnowało jej samoocenę. „Chciałam być jak inni” – wspomina Sylwia. 

Młodzieńcze wybory

Doświadczenia z dzieciństwa uformowały ją na tyle, że kierunek studiów, jaki wybrała, to pedagogika specjalna ze specjalnością tyflopedagogika. Wiedziała, co przeżywają ludzie podobni do niej, więc chciała pomóc. Dopiero tam zaczęła czuć się dobrze wśród równolatków – nikt już jej nie wyśmiewał. Mimo to początki w nowym mieście nie należały do najłatwiejszych. Nie znała przecież nikogo dłużej, nie przyjechała z żadną koleżanką, rodziną czy opiekunem. Radziła sobie sama. Brakowało jej ważnych umiejętności związanych z orientowaniem się w przestrzeni. Dziś przyznaje, że gdyby wcześniej skorzystała ze szkolenia w tym zakresie, byłoby jej zdecydowanie łatwiej. Szybciej zdobyłaby niezbędne informacje dotyczące przemieszczania się po mieście. Spacery z koleżanką nie dawały tyle cennej wiedzy, co wskazówki instruktora doświadczonego w pracy z osobami z niepełnosprawnością wzroku. Sylwia nie chciała chodzić z białą laską, ale nocami w ogóle nie widziała godzin na rozkładzie jazdy. Musiała pytać ludzi. Czasem prosiła znajomych, żeby po nią wychodzili. Dziś prowadzi wywiady z instruktorami orientacji przestrzennej, które później docierają do innych osób niewidomych, bo uważa, że im szybciej odbędzie się taki kurs, tym lepiej. 

Życie zawodowe

Studia pedagogiczne okazały się dla niej niewystarczające. Skończyła jeszcze administrację publiczną, co ostatecznie okazało się jej drogą do spełnienia marzeń o pomocy osobom z niepełnosprawnością wzroku. Nie miała problemu ze znalezieniem pracy, wręcz przeciwnie pracowała w różnych miejscach. Wspierała osoby z wadami wzrokowymi – choć w innej formie niż początkowo myślała – bo nie bezpośrednio, nie w szkole, nie jako pedagog, ale pomagając w znalezieniu pracy, w rozwijaniu się pod względem zawodowym. W jaki sposób? Pisała i realizowała projekty rehabilitacji zawodowej i społecznej. Pracowała nad wizerunkiem swoich klientów, tworzeniem CV, wysyłaniem na staże, a potem do pracy. Koordynowała również warsztaty aktywizacji zawodowej, jak i warsztaty rozwoju osobistego prowadzone przez psychologów, coachów czy doradców zawodowych. Prowadziła też działalność pozafinansową – przygotowując CV i szukając pracy znajomym. Obecnie pisze teksty jako copywriter w agencji pośrednictwa pracy dla osób niewidomych. Ale to nie koniec – przygotowuje także artykuły do gazet poruszających tematykę dotyczącą osób niewidomych, przeprowadza wywiady, prowadzi nawet korepetycje z historii i WOS-u – prawdziwy człowiek orkiestra.  

Doświadczenie życiowe

Jej bujne życie zawodowe idzie w parze z wieloma doświadczeniami, z którymi przyszło jej się zmierzyć. Problemy ze wzrokiem to nie jedyne największe trudności życiowe. Zachorowała również na raka – ziarnicę. Po chemioterapiach, z ledwie odrośniętymi włosami, wzięła ślub. Całe napięcie związane z chorobą przypłaciła depresją. Podjęła się terapii i leczenia. Gdy się poprawiło, zaszła w ciążę. Bardzo jej pragnęła, a zarazem bała się, raz po raz pytając siebie: „Czy nie widząc zbyt dobrze, będę potrafiła opiekować się swoim dzieckiem? Czy na pewno dojrzę wszystkie szczegóły, kiedy zostanę sama w domu?”. Po narodzinach córki depresja wróciła, ale Sylwia walczyła o siebie i szukała pomocy. Dzisiaj mówi: „Ja nie jestem niepełnosprawnością. Trzeba więc oddzielić rzeczy, na które mamy wpływ, od tych, na które nie mamy. Trzeba zmieniać to, co możemy. Już się wyleczyłam z pędu rywalizowania z pełnosprawnymi. Dziś robię to, co mogę oraz to, na co mam wpływ. Dojrzałam do akceptacji, nie roztrząsam tego, co myślą o mnie inni”. Nauczyła się żyć ze swoimi trudnościami. W pracy korzysta z pomocnych aplikacji. Wcześniej z programu powiększającego dofinansowanego z „Aktywnego Samorządu”, a obecnie z lupy systemowej w Windows 10, systemu głosowego VoiceOver w iPhonie oraz lupy wbudowanej w telefon. Najbardziej cieszy się z audiobooków, dzięki którym wreszcie może pochłaniać książki, które kocha, słuchając kilku na zmianę. A jakże! Dla tej kobiety, żony, matki, wulkanu energii tryskającej niepohamowanym śmiechem, jedna książka na raz byłaby przecież zbyt nudna. 

Iwona Karpińska