Treść artykułu

Nie wszystko musi być idealnie

Powoli zbliżały się święta Bożego Narodzenia. Już na początku grudnia Kasia wybrała się na zakupy. Postanowiła, że w tym roku nie zostawi przygotowania prezentów na ostatnią chwilę. Poprzednim razem zwlekała zbyt długo, przez co zamiast czegoś wyjątkowego mama dostała książki, a tata – płyty, bo w sklepach były koszmarne kolejki. Dlatego teraz wszystko zaplanowała odpowiednio wcześnie. Zadecydowała, że prezenty wykona sama, a kupi tylko potrzebne materiały. Chciała w ten sposób wynagrodzić rodzicom zeszły rok.

Własnoręcznie pomalowana i ozdobiona lampka nocna dla mamy leżała już zapakowana w szafie, tuż obok ręcznie wykonanych kart. Tata lubił czasem poukładać pasjansa i wolał to robić tradycyjnie, a nie przy komputerze. Twierdził, że w ten sposób bardziej go to odpręża, a przy okazji oszczędza oczy. Kasia była pewna, że oboje ucieszą się z prezentów. Zwłaszcza, że włożyła w ich przygotowanie wiele czasu. Mama zawsze powtarzała, że najbardziej liczą się gesty, które płyną prosto z serca.

Był jeszcze jeden powód, dla którego w tym roku chciała jak najwcześniej załatwić sprawę prezentów. Pierwszy raz upiekła z mamą pierniczki. Wyszło ich mnóstwo, ponad dwieście pięćdziesiąt sztuk! Ustaliły, że każdy z wigilijnych gości otrzyma małą paczuszkę ze świątecznymi ciasteczkami. We trójkę mieli je ozdobić lukrem. Pracę postanowili podzielić na dwa wieczory. W końcu tyle pierniczków to nie byle co!

Tej niedzieli wszyscy mieli więcej czasu. Nie trzeba było jechać na żadne zakupy, odrabiać lekcji, a pogoda za oknem nie zachęcała do spacerów. Niestety, grudzień nie chciał być ani trochę bardziej zimowy – zamiast śniegu ciągle padał deszcz. Rozłożyli więc w kuchni papier do pieczenia, na którym ich małe arcydzieła miały czekać, aż lukier stężeje. Dla Kasi praca nad ciasteczkami była prawdziwym wyzwaniem. Choć uwielbiała prace plastyczne, z powodu wady wzroku i swoich czarnych plam przysłaniających część świata musiała dużo bardziej się natrudzić, by osiągnąć efekt przynajmniej zbliżony do oczekiwanego. Liczyła jednak na wyrozumiałość obdarowanych i dobrą zabawę. Czas spędzony na wspólnym przygotowywaniu niespodzianki dla gości liczył się dla niej najbardziej. Ostatnio rodzice mieli więcej pracy, a ona sama nauki – trzeba było przed przerwą świąteczną zaliczyć masę sprawdzianów i kartkówek. Dlatego często było tak, że mieli dla siebie nawzajem tylko część wieczoru i wspólne jedzenie kolacji. Miło było dla odmiany zrobić coś razem. 

– Dlaczego nie użyjemy gotowych lukrowych pisaków? – zapytała Kasia. – Widziałam takie w sklepie. Te papierowe rożki do wyciskania lukru łatwo zgnieść.

– To prawda, pisaki są wygodniejsze. Ale wyobrażasz sobie, ilu potrzebowalibyśmy do ozdobienia tego wszystkiego? A jeśli dołożyć do tego, że tata część lukru będzie podjadał, to… – mama dla żartu przybrała karcącą minę i zerknęła na tatę. – To zdecydowanie lepiej samemu wszystko przygotować. Zwłaszcza, że możemy potem resztę wykorzystać do jakiegoś deseru. Nasz lukier będzie trzeba czasem podgrzać, by nie stężał, ale tym już ja się zajmę. To co, zabieramy się do pracy?

Tata nie odpowiedział, zajęty pałaszowaniem pierniczka. Został za to z miejsca upomniany przez Kasię.

– Jeśli w takim tempie będziesz je pożerał, to nie będziemy mieli czego lukrować – roześmiała się. – Obiecałam sobie, że nie spróbuję żadnego, dopóki nie skończę. To będzie moja nagroda za pracę.

– Oj tam, oj tam – tata przybrał minę niewiniątka. – Musiałem sprawdzić, jak smakują nieozdobione. Takie doświadczenie naukowe. Żebym miał porównanie.

– A może byśmy tak w końcu zaczęli, zanim lukier stężeje? – zaproponowała mama. – Bo inaczej nigdy nie dokończysz swojego… eksperymentu.

W odpowiedzi tata położył pierniczek na talerzu, napełnił rożek lukrem i w skupieniu zaczął rysować na ciastku jakieś wzory. Mama i Kasia natychmiast poszły w jego ślady.

Lukrowanie okazało się trudniejsze, niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Przynajmniej dla Kasi, która podeszła do sprawy bardzo ambitnie. Uznała, że skoro pierniczki mają być podarunkiem dla członków rodziny, powinny wyglądać równie ładnie jak te, które można było kupić na świątecznym jarmarku. Niestety, lukier w rożku w ogóle nie współpracował – za nic nie układał się na ciasteczku tak, jak chciała. Bałwanek, którego próbowała narysować, przypominał koślawe kółka, a choinka z bombkami – pokiereszowane drzewko. Mimo że kręciła głową na wszystkie strony, by zwiększyć pole widzenia, efekt wciąż był daleki od idealnego. Przerwała więc pracę i zawiedziona spojrzała na mamę.

– Może te moje sami zjemy, a gościom damy wasze? To dużo trudniejsze, niż myślałam… 

Mama nie odpowiedziała, tylko podsunęła jej pod nos pierniczki, które sama zdążyła dotychczas ozdobić oraz te, które przygotował tata. Pochłonięta lukrowaniem Kasia nie zwróciła wcześniej uwagi na to, co wychodzi spod rąk rodziców. Na ciastkach nie było bałwanków ani choinek. Tylko paski, kółka i serduszka – nieskomplikowane wzory, które i tak wyglądały całkiem ładnie. 

Kasia w lot pojęła, co powinna zrobić. Sięgnęła po kilka pierniczków i ułożyła je obok siebie. A potem raz-dwa, zmieniając tylko rożek na taki, w którym znajdował się lukier innej barwy, narysowała na nich kolorowe kratki.

– Jak ładnie – pochwalił tata. – W dodatku hurtowo i na bank smacznie – dodał, sięgając po ciasteczko. – No proszę, miałem rację. Sama spróbuj. Moim zdaniem wyszły idealnie. 

Tym razem Kasia nie czekała z próbowaniem, aż wykonają całą pracę. Z przyjemnością spałaszowała pierniczek z nieudanym bałwankiem.

 A potem tą samą metodą ozdobiła ciastka kółkami, falami i paskami. Kolorowy lukier tylko dodał prostym wzorom urody. Przez kolejne trzy godziny zdążyli przygotować wszystkie dwieście pięćdziesiąt ciasteczek. A ile przy tym było żartów i śmiechu! Zwłaszcza, gdy tata na koniec zaczął lukrem ozdabiać samego siebie, upodabniając się do cyrkowego klauna.

– Chyba na moment zupełnie zapomniałam – stwierdziła Kasia, gdy kończyli sprzątać wspólnie kuchnię – po co to wszystko robiliśmy. Bo przecież nie dla pierniczków. Tylko dla tych chwil razem. Bo najważniejsze, że jesteśmy razem. Wtedy nie wszystko musi być idealnie…

Anna Paszkiewicz