Treść artykułu

Harcerze z Owińsk

Jest ciepłe październikowe popołudnie. W parku szkoły w Owińskach wre praca. Migają czerwone chusteczki harcerzy między drzewami. To chłopcy sprawnie grabią ścieżki zasypane jesiennymi liśćmi.

Jak widać apetyt mają zawsze, bo w czasie pracy nie zapomnieli o swoim przysmaku – marchewce. Ale w pracy to nie przeszkadza. Łakomczuch Kazik, który zajada z apetytem ogromną marchewkę, zagrabił największą część alei.

Tymczasem z lewej strony parku – dwójkami w równym szeregu – zbliżają się dziewczynki. Na przodzie poznaję czarną Jolę Abrachamczyk, obok niej Madzię Spałek. Są bardzo przejęte. Dziś mają zbiórkę ogniwa harcerskiego. 

– Zawsze omawiamy na zbiórkach wyniki nauki. Mówimy, kto źle zachował się na lekcji. Dzisiaj na zbiórce nasz przewodnik opowie nam o akcji skupu – opowiada mi Janka.

– Na zbiórkach podejmujemy również zobowiązania.

– A nasze ogniwo pomaga we wszystkich pracach – wtrąca z dumą mała Zosia. – Lubimy bardzo zajęcia gospodarcze. Umiemy pomagać w pracy w ogrodzie, kopaniu, grabieniu i innych pracach. Harcerz musi umieć wszystko zrobić sam.

–Tak się rozgadałaś, Jadziu, że zapomniałaś o najważniejszej rzeczy. Przecież jutro… – przerywa Magda.

– Ach tak, jutro – podchwytuje Stasia. 

– Jutro wszyscy harcerze i harcerki biorą udział w występie – tłumaczy mi Jola. – I ja będę mówiła wierszyk pt. „Dwie matki”.

– Poczekaj! – Przerywa jej mała Magda. – Pani nawet nie wie, z jakiej okazji jest ten występ. Musimy pani wszystko dokładnie opowiedzieć. 

Wszystkie rączki podnoszą się w górę, panuje gwar, każda z dziewcząt chce coś powiedzieć. Marysia energicznie ucisza wszystkich. – W sobotę mieliśmy w szkole akademię z okazji miesiąca przyjaźni polsko-radzieckiej – mówi śmiało. – Przygotowałyśmy wiersze: ja, Jola, Magda i wiele innych dziewcząt. Jeden mówiłyśmy zespołowo, o rewolucji październikowej. Potem śpiewałyśmy piosenki, bo mamy własny chór.

– I orkiestrę – przerywa jej najmilsza Magda.

– A śpiewałyśmy również taką ładną piosenkę o MDM-ie – chwali się Jola. – „Na ulicy ruch szalony.”

– A teraz – kończy Marysia – ten sam program powtórzymy w polskiej wiosce. Mamy dziś jeszcze próbę. Ale przedtem śpieszymy się na zbiórkę. Pani pojedzie z nami?

– Naturalnie – odpowiedziałam.

Do naszej grupki przyłączyli się również chłopcy. Po drodze opowiadałam dziewczętom o Warszawie, tłumaczyłam, w jakiej dzielnicy mieści się redakcja i drukarnia brajlowska. Wszystkie były ciekawe, jakie książki zostaną dla nich wydrukowane w 1954 r. Najmłodsze ucieszyły się, że dostaną bajki, chłopcy, że będą mogli przeczytać podróżnicze książki Verne’a i Londona. Dziewczynki prosiły o historyczne powieści. Tyle było pytań, że przegadaliśmy wspólnie całą zbiórkę. Chłopcy chcieli koniecznie dowiedzieć się, jak drukuje się „Promyczka”, jak wyglądają maszyny brajlowskie. Wielu z nich pragnie pracować w drukarni. Kazik chce być maszynistą, a Włodka bardzo interesuje praca korektora.

– Muszę nauczyć się bezbłędnie pisać. Będziemy starali się uczyć jeszcze lepiej – przyrzekają dzieci. Ucieszyłam się bardzo z tej obietnicy i powiedziałam, że w grudniu redakcja organizuje zjazd korespondentów „Światełka” i „Promyczka”. Wezmą w nim udział najlepsi korespondenci, ale tylko ci, którzy uczą się bardzo dobrze. Wierzę, że i bez tej zachęty dzieci z Owińsk dotrzymają przyrzeczenia. Wiedzą, że tylko w ten sposób mogą odwdzięczyć się swojej ojczyźnie za troskliwą opiekę.

Opuszczając gmach szkoły w Owińskach, jeszcze w parku słyszałam radosny gwar dzieci, w uszach dźwięczały mi marzenia chłopców i dziewcząt, marzenia, które mogą być spełnione tylko w kraju szczęśliwego dzieciństwa – jakim jest teraz Polska.

„Promyczek” nr 12/12, 8–22 XI 1953 r.