Nasze Dzieci

Kwartalnik dla rodziców, opiekunów i nauczycieli

nr 4 (325) październik–listopad–grudzień 2019

Redaguje zespół:

Kamila Wiśniewska (redaktor naczelna), Elżbieta Oleksiak (redaktor prowadząca), Barbara Zarzecka
Kolegium redakcyjne: Anna Baszniak, Agnieszka i Roman Kwitlińscy, Anna Witarzewska

Adres redakcji: Redakcja Wydawnictw Tyflologicznych PZN, 00-216 Warszawa,
ul. Konwiktorska 9, pok. 25, tel. (22) 635–52–84; e-mail: eoleksiak@pzn.org.pl

Wydawca: Polski Związek Niewidomych

Publikacja współfinansowana ze środków PFRON

Numer ISSN: 1641-9294

 

W numerze

List do świętego Mikołaja – Emilia Waśniowska

Moc zabawy (część I)  – Anna M. Florek

Sympozjum dla osób z implantem ślimakowym – Adam Pabich

Jak François Huber badał pszczoły – Przemysław Barszcz

Z nadzieją w przyszłość – Piotr Stefański

 

 

 

 

 

 

 

 

 

LIST DO ŚWIĘTEGO MIKOŁAJA

Kochany Mikołaju, wiem, że to niełatwo,

lecz przynieś niewidomym dzieciom takie światło,

co pozwoli im ujrzeć wszystkie dary Boskie:

drzewa w czapach śniegu, obraz Częstochowskiej,

lustro lodowiska kreślone łyżwami,

które skrzy się, błyska, gdy tańczymy na nim.

 

Przynieś dzieciom głuchym piosenkę anioła,

by zagrała cisza, która trwa dokoła.

By szept usłyszały i dzwoneczków trele,

głos mamy, kolędę w grudniowym kościele.

 

Pożycz anielskie skrzydła, Mikołaju drogi,

dla dzieci, które mają bardzo chore nogi.

Na skrzydłach wnet wylecą ze smutnych szpitali

i dotrą do swych domów hen, w błękitnej dali…

 

Ależ by to była radość, Mikołaju święty!

Ależ by to były wspaniałe prezenty!

Emilia Waśniowska

Świat przepełnionych radością, miłością, serdecznością, spędzonych w atmosferze poczucia bliskości i bezpieczeństwa, którą zapewnia rodzinny dom. Wiktor Woroszylski pisał: „Dom to nie meble, nie kąt z obrazem. Dom to takie miejsce, gdzie choćby pod gołym niebem ludzie są razem”.

Nowy Rok życzymy, żeby był lepszy niż poprzedni, życzymy wiele dobra i nowych nadziei.

Redakcja

 

 

 

 

 

 

 

 

Moc zabawy (część I)

Anna M. Florek

pedagog specjalny, logopeda, terapeuta integracji sensorycznej, Poradnia dla Dzieci i Młodzieży z Zaburzeniami Rozwoju w Poznaniu

„Mądry pisze dla zabawy, głupi czyta, bo ciekawy” (przysłowie polskie)

„Ludzie nie dlatego przestają się bawić, że się starzeją, lecz starzeją się, bo przestają się bawić” (Mark Twain)

Johan Huizinga w książce pt. „Zabawa jako źródło kultury” dowodzi, że zabawa jest zajęciem podstawowym w wielu różnych kulturach i w każdej kojarzona jest z radością w działaniu. Naukowcy przyglądają się temu zagadnieniu od lat. Obserwacje dotyczą również okresu prenatalnego i okazuje się, że przed narodzinami dzieci też się bawią. Płód potrafi prostować i zginać kończyny, poruszać tułowiem w rytmie słuchanej muzyki, klaskać w dłonie, gdy śpiewa mama lub tata i machać ręką.

Według Aleksandra Brücknera pojęcie „zabawa” pochodzi od „być, istnieć”. Sam dźwięk tego słowa u większości osób wywołuje uśmiech, albowiem kojarzy się nam ono przede wszystkim z radością. Zdrowe, szczęśliwe dzieci bawią się beztrosko, angażując całe swoje jestestwo - nic nie jest w stanie bardziej zaabsorbować uwagi dziecka. Najprostsza definicja zabawy brzmi: jest to czynność wykonywana z wewnętrznej potrzeby, która wykonawcy sprawia radość. Źródłem odczuwanej radości jest fakt spontanicznie podejmowanego działania. Dziecko samodzielnie rozpoczyna aktywność i samodzielnie decyduje o jej końcu. Zabawa to ciągły proces rozwojowy, a jeśli jest różnorodna i dostosowana do aktualnych możliwości sprawczych, gwarantuje maluchowi dobre samopoczucie, zdrowie i zapewnia wszechstronny rozwój.

Zabawa towarzyszy człowiekowi od zarania dziejów, a zrodziła się z życiowej konieczności i potrzeby okazywania uczuć, różnicowania stanów emocjonalnych i nadmiaru energii. Zabawa warunkuje prawidłowy rozwój ogólny, czyli motoryczny, poznawczy, emocjonalny i społeczny.

Dziecięce gry i improwizacje są dziedzictwem całej ludzkości. W każdym zakątku świata dzieci bawią się bardzo podobnie, jeśli nie identycznie. Źródłem tych zachowań jest potrzeba działania. Jak bardzo trzeba cenić zabawy, by przekazywać je następnym pokoleniom? Jak bardzo trzeba być pewnym wielkiej wartości zabaw, żeby bez żadnych nośników skutecznie uczyć przyszłe pokolenia? Jak bardzo trzeba być humanitarnym, aby uszanować dziedzictwo i pokazać, jakie możliwości rozwojowe niosą zabawy? One były dla ludzkości tak bardzo cenne, że człowiek przemieszczając się, zawsze zabierał je ze sobą...

Zabawa dominuje aktywność dziecka przez pierwsze siedem lat życia. I chociaż siedmiolatki ciągle się bawią, to edukacja zabiera im sporo czasu, a początki nauki szkolnej przeplatają się z rozrywką w miarę symetrycznie. Im dzieci są starsze, tym mniej czasu mają na swawole. Niby okazji do zabawy nie brakuje, są przerwy między lekcjami, są urodziny kolegów i koleżanek, są imieniny itd. Jednak w większości przypadków odświętne zabawy organizują dorośli. Oni są tak bardzo spragnieni odskoczni, że organizują kursy, warsztaty, konferencje, itp. tylko po to, by wspólnie pośpiewać, pobiegać, potańczyć i powygłupiać się... Taka ludzka natura.

„Nic człowieka tak nie charakteryzuje jak rodzaj zabawy, której szuka” – pisał Kazimierz Przerwa-Tetmajer. Joe L. Frost uważa, że zabawa jest taką samą potrzebą dziecka jak sen, odpoczynek czy zaspokajanie głodu. Jrst podstawową, spontaniczną czynnością angażującą całą uwagę, sprawczość, emocje, motorykę i intelekt na aktualnym poziomie rozwoju wykonawcy. Dziecko podejmuje dokładnie taką aktywność, którą jest w stanie ogarnąć swym umysłem.

Badania J. Frost, J. Hunt, J. Healy, dowodzą, że ludzki umysł rozwija się najpełniej podczas zabawy, a tworzenie struktur poznawczych odbywa się dzięki własnej improwizowanej aktywności dziecka. Wszyscy naukowcy uważają, że zabawa jest ściśle związana z rozwojem poznawczym, ruchowym, emocjonalnym i społecznym. I choć każdy definiuje ją na swój sposób, to jednomyślnie uważa się, że zabawa jest niezbędna w rozwoju każdego dziecka, jest jego podstawowym prawem, a konsekwencje jej braku są fatalne w skutkach. Deprywacja zabawy zaburza rozwój i negatywnie wpływa na zachowanie i zdrowie człowieka.

„Chcesz poznać dziecko? Przyjrzyj się jego zabawie. Chcesz poznać człowieka? Przyjrzyj się jego czynom”– to mongolskie przysłowie powinno nas skłaniać do bacznej obserwacji naszych małych podopiecznych. Sugeruje, że to, w jaki sposób spędzają oni wolny czas, ma również istotne znaczenie w diagnostyce.

Arystoteles uważał, że zabawy są formą odpoczynku. I że powinny być właściwie dobrane, stosownie do wieku i poziomu odbiorcy. Platon również podkreślał rolę i znaczenie zabaw, uznając, że warunkują one sposób myślenia i przyczyniają się do rozwoju zdolności i zainteresowań najmłodszych. Zalecał wspólną zabawę dla obu płci w małych grupach, w których  uczestnicy powinni wykonywać czynności związane z ich przyszłym życiem, czyli zabawa w role. Zabawy tematyczne według tego filozofa powinny się odbywać na miniaturowych wzorach prawdziwych narzędzi. Autor „Uczty” propagował aktywności ruchowe, którym towarzyszy muzyka i śpiew.

Johann Heinrich Pestalozzi przekonywał z kolei, że zabawa jest podstawą nauczania; trzeba w niej ćwiczyć zręczność i manipulację oraz poszerzać teorię, poprzedzając ją praktyką. Na każdym etapie trzeba „zatrzymać się tak długo, aż dziecko zrozumie, czego się uczy”.

Friedrich Schiller w 1795 roku pisał: „człowiek bawi się tylko wtedy, gdy jest człowiekiem w pełni znaczenia tego słowa; tylko wtedy jest człowiekiem, kiedy się bawi”. Schiller dostrzegł również, że swawole są pospolitym zjawiskiem natury, zarówno u zwierząt, jak i u ludzi. Pojawiają się, gdy zaspokojone są podstawowe potrzeby: głód i poczucie bezpieczeństwa.

Jean-Jacques Rouseau głosił, że dzieciństwo to najwspanialszy okres w życiu, więc „nie należy pozbawiać dziecka radości, wynikającej z zabawy”. Ruch jest potrzebą organizmu małego człowieka, który dąży do „nabrania sił”. Nie należy więc „trzymać dziecka na miejscu, gdy chce chodzić ani kazać mu chodzić, gdy chce zostać na miejscu”. Dziecięce zabawy należy otaczać opieką, ponieważ dzieci niczego nie robią na próżno.

Herbert Spencer napisał, że zabawa jest czynnością impulsywną, określoną przez naśladownictwo. Karl Gross wykazuje, że jej celem jest ćwiczenie czynności potrzebnych jednostce w dalszym życiu. Jean Chateau przypomina, że zabawa nie jest wyłącznie przywilejem ludzi, bo wesoło bawią się też zwierzęta. Chateau dostrzega konsekwentny rozwój czynności zabawowej. Według Chateau jako pierwsze pojawiają się zabawy funkcjonalne, czyli takie, które ćwiczą konkretną czynność. Po nich pojawiają się hedonistyczne, a na końcu – zabawy badawcze. Maria Montessori przekonuje, że między zabawą i pracą nie ma różnicy. Dziecko bowiem musi włożyć sporo wysiłku, żeby zrobić cokolwiek. W jego życiu naturalna jest zabawa, bo jest to praca nad rozwojem swojego ciała i umysłu.

Elizabeth Hurlock jest zdania, że zabawa to czynności podejmowane dla przyjemności, a Bogdan Suchodolski stwierdza, że „działalność zabawowa jest dla dziecka nauką i drogą do poznania rzeczywistości, a często próbą oddziaływania na nią”.

Tadeusz Kotarbiński opisuje zabawę jako coś błahego, „jakieś zachowania beztroskie dla przelotnej i powierzchownej przyjemności... wszelka zaś praca jako taka jest działaniem poważnym.” Friedrich Fröbel twierdzi, że zabawa to najwyższy stopień rozwoju dziecka, płynący z konieczności i potrzeby jego serca, a rodzi wolność, radość i swobodę działania. Z zabawy tryska źródło wiedzy i wszelkiego dobra. Jean Piaget definiuje zabawę jako reakcję dziecka na bodźce, które pochodzą z najbliższego otoczenia, a ono je asymiluje według własnych potrzeb i możliwości. Piaget utrzymuje, że zabawa jest przyjemnością, a w trakcie jej trwania dziecko ma możliwość wykorzystania swoich, wcześniej zdobytych umiejętności i nie jest rezultatem uczenia się nowych czynności. Innymi słowy zabawa odzwierciedla to, co maluch już umie, a nie to, czego się uczy. Zabawa jest postrzegana jako proces, który pokazuje pojawiający się rozwój symboliczny, w niewielkim stopniu przyczyniając się do niego. Lew Wygotski uważa, że aktualny sposób dziecięcej zabawy ułatwia rozwój poznawczy. Dzieci praktykują to, co już znają i wskazują, jak uczą się nowych rzeczy. W zabawie określają strefę swojego najbliższego rozwoju. Brian Vandenberg jest przekonany, że zabawa nie odzwierciedla tego, w jaki sposób myśli dziecko, jak sugeruje Piaget, ale to właśnie zabawa te myśli kreuje. Edward Franus przygląda się zabawie noworodków, niemowląt, dzieci w wieku poniemowlęcym, przedszkolaków i klasyfikuje różne jej formy w zależności od wieku.

Michael J. Ellis przekonuje, że zabawa dostarcza dziecku właściwej stymulacji, której brak powoduje zbyt niski stopień pobudzenia. Istnienie zabawy jest oczywistym elementem dzieciństwa, więc rzadko kto zastanawia się nad tym, co się dzieje, jeśli mały człowiek się nie bawi. Fischl Schneersohn jako pierwszy zauważył „niedosyt zabawowy”. „Zabawa to psychiczna witamina. Stan nerwowości – psychiczny szkorbut. Jest to nie analogia, lecz biologiczna zasada, która pomaga zapobiegać i leczyć” pisał w swych książkach Schneersohn. Chęć do zabawy jest jednym z decydujących czynników zdrowia psychicznego. Dziecko pozbawione szansy na „wyhasanie się” jest z reguły samotne, smutne, chorobliwie rozdrażnione i mniej zdolne do panowania nad swoimi emocjami, a przygnębienie to stan, który szczęściu nie sprzyja. Swoje zabawy dziecko opiera na umiejętnościach, które posiada, doświadczeniu, potrzebach i możliwościach.

Stuart Brown wskazuje, że brak czasu na swobodną zabawę w dzieciństwie niesie za sobą poważne konsekwencje w dorosłości. Brown przez wiele lat badał przestępców i tych poważnych łączyły dwie cechy: w rodzinie występowała przemoc i...nigdy się nie bawili. Opis dzieci pozbawionych możliwości zabawy przeraża. Równie przerażająca jest ich przyszłość. Przeciwieństwem zabawy zdaniem Brown, Sochersohna, Frost, Hughes, Perry nie jest praca, lecz depresja. Dzieci chcą przebywać z osobami, które potrafią się bawić. Przezwyciężanie problemów rozwojowych jest możliwe poprzez odpowiednio dobraną zabawę. Improwizowana aktywność usuwa deficyty rozwojowe, ponieważ stwarza możliwości poruszania się w swoim rytmie i poznawania otoczenia na aktualnym poziomie rozwoju dziecka bez żadnych nakładów finansowych, w radosnej atmosferze, która gwarantuje sukces. Brak interakcji ze światem lub neurotyczna, nieregularna możliwość interakcji skutkuje zubożałym doświadczaniem rzeczywistości ograniczonym do własnych, mało obiektywnych, niestabilnych i nerwicowych wrażeń, na które dziecko nie ma żadnego realnego wpływu.

Teoretycy zabawy przedstawiają swój niepowtarzalny podział zabaw na: manipulacyjne, konstrukcyjne, tematyczne, muzyczne, ruchowe, naśladowcze, itp.

Podział ten jest zależny od wieku dziecka i miejsca, w którym przeprowadza się badania. A także od czasu: nieco inaczej traktowano zabawę dawniej, a inaczej dziś. Jednak w każdym miejscu na Ziemi uznaje się, że dzieci mają prawo do zabawy i jest to jedno z ich podstawowych praw.

Sposób spędzania czasu wolnego jest zależny od istniejących możliwości rozwojowych dziecka. Wyróżnia się kilka poziomów dziecięcej zabawy. W wielu krajach maluchy i starszaki bawią się wspólnie na placach zabaw, w innych rejonach świata taki obraz zanika. Jednak dzieci intuicyjnie wiedzą, że bawić się trzeba, ile sił...

 

Pierwszy poziom zabawy obejmuje okres od 0 do 3 miesiąca życia.

Pierwsze zabawy wymagają od dziecka zaangażowania swojego ciała. Niemowlę próbuje dowiedzieć się, jaka jest różnica między poruszaniem się a utrzymywaniem pozycji bez ruchu. W pierwszym, noworodkowym okresie cała uwaga bobasa jest skierowana na sposobie ułożenia ciała. Przebywanie w pozycjach niskich, bez możliwości zmiany wymusza swoistą zabawę. W pierwszym okresie, dziecko najbardziej cieszy się z samodzielnego machania kończynami w swoim tempie. Skoncentrowane szuka możliwości poruszania się i wykonuje rytmiczne ruchy, stosownie do pozycji, w której zostało ułożone przez dorosłego.

Na pierwszym poziomie zabawy wszystkie dzieci zachowują się bardzo podobnie: Żywo reagują na obecność  rodzica (opiekuna). Osoby dorosłe (rodzice, opiekunowie) podchodząc do dziecka informują o swojej obecności, delikatnym dotykiem uwiarygadniają pełniona przez siebie rolę rodzica (opiekuna), by dziecko poznało osobę  pochylającą się nad nim. Dzieci łączą wrażenia dotykowe, słuchowe, węchowe i wzrokowe. Dzieci niewidome korzystają z wrażeń dotykowych, węchowych i słuchowych. Dzieci głuche łączą wrażenia dotykowe, węchowe i wzrokowe. Dzieci z innymi problemami wykorzystują swoje potencjalne możliwości, wedle indywidualnych preferencji zmysłowych.

Ruszam się?!

Na plecach leżę sobie,

stukają piętki obie.

Potrafię obracać głowę,

chustkę z twarzy zdjąć też mogę.

 

Gdy na brzuchu leżę sobie,

naciskają dłonie obie.

Swoją głowę tak podnoszę,

o pochwałę bardzo proszę.

Po całym ciele dziecka delikatnie wędrują palce rodzica (opiekuna), które udają mrówki, muchy, osy, pszczoły, bąki, raki, myszki, czaple itp. Angażując uwagę malucha, dają radość i dziecku, i rodzicowi (opiekunowi). Obserwowalna jest właściwa reakcja dziecka na ten dotyk. Ruchem swojego ciała dziecko pokazuje, że zauważyło miejsce pobytu mrówek, raka lub osy. Gdy wędrują mrówki do dziecięcej główki, to dziecko czeka na nie i ruchem ciała mówi: „Ojej! Uciekajcie wszystkie mrówki” i wtedy uciekają. Uczymy je, że gdy „idzie do kowala podkuć butki”, to puka lub pociera piętą o podłoże. Gdy „naokoło brzucha wędrowała mucha; bur, bur, bur burknął brzuch, przecież ja nie lubię much”, to dziecko może dotykać swojego brzucha lub machać ręką, a rodzic mówić w tym czasie: „fyr, fyr, fyr”.

Pierwszy poziom zabawy pozwala dziecku na szybką orientację, w jakiej pozycji jest ułożone jego ciało i stosownie do niej poznaje się zakres ruchu swojej głowy, tułowia i kończyn. W zależności od ułożenia ciała można samodzielnie zdejmować chustkę z twarzy lub rozkopywać się spod koca (kołderki), a rodzic może robić „a kuku!”. Zabawa w „a kuku!” daje dziecku nadzieję na to, że jeśli coś znika z pola widzenia, to może to zmienić, zdejmując chustkę lub otwierając oczy.

Radosna aktywność własna dziecka jest widoczna również podczas kąpieli.

Kąpiel

Dobrze kapać się w wanience,

pluskają nogi i ręce.

Woda w wannie jest cieplutka

i będę bardzo czyściutka.

 

Pełna wody jest wanienka,

pluska noga, pluska ręka.

Woda w wannie chlapu, chlap.

Będę czysty, będę rad.

 

Po wykonaniu zabiegów pielęgnacyjnych, gdy w domu zapada cisza, dziecko cieszy się swoją aktywnością wokalną. Głużenie pojawia się około 2 tygodnia życia, zachwyca dziecko i rodziców (opiekunów), bo wreszcie można wymienić poglądy. Głuży się najlepiej, gdy jest cicho i ciemno, czyli wtedy gdy inne bodźce nie docierają i można słuchać swojego głosu bez przeszkód, mając pewność, że „to mówiłem ja”

 

Kto powiedział ag, ag, aga?

To słyszałem ja, ja, i ja.

Teraz słyszę ech, uka, uga.

Muszę spać, bo noc niedługa.

 

Pierwszy poziom zabawy kończy się około trzeciego miesiąca życia. Dziecko potrafi poruszać rączkami i nogami odpowiednio do pozycji, w której się znajduje, zgina i prostuje je, dotyka tułowia, a czasem kończyn dolnych. Macha kończynami w rytmie swojego serca i oddechu. Obejmuje swoją głowę, wkłada piąstki do buzi, a podczas karmienia szuka rączkami matczynych piersi i twarzy matki, czuje jej dotyk i powoli zaczyna dostrzegać fizyczne granice swojego ciała.

Przez trzy pierwsze miesiące swojego życia, dziecko stara się dostrzec różnice w ułożeniu swojego ciała i miejscu pobytu (w łóżeczku, wózku, na rękach dorosłego). Ponadto robi bańki ze swojej śliny i wokalizuje.

Głównym celem zabaw pierwszego poziomu jest kontakt fizyczny współistniejący z budowaniem więzi emocjonalnej. Bez niej nie działają żadne techniki ani metody wychowawcze (badania na ten temat prowadziła Małgorzata Jacuńska-Iwińska).

 

Drugi poziom zabawy obejmuje okres od 4 do około 6 miesiąca życia.

Drugi poziom zabawy zdominuje zabawa w kosi, kosi łapki.

Kosi, kosi, łapki

Kosi, kosi łapki, pojedziem do babki.

Babka da nam mleczka, dziadek cukiereczka.

Kosi, kosi kosiany pojedziemy do mamy.

A od mamy do taty,

bo tam piesek kudłaty.

Zgodnie z normą rozwoju ruchowego, dziecko kieruje swoje ręce do centrum ciała, więc dłonie spotkają się na środku – w osi ciała. Dziecko z uwagą śledzi ich ruch, a gdy poczuje, że dłonie się dotykają, to świadomie powtarza to działanie. Jeśli usłyszy klaśnięcie, to radosnym uśmiechem okaże swoje emocje, ponieważ w tym momencie nastąpi połączenie różnych bodźców: czuciowych, słuchowych i wzrokowych. Dodatkowo dziecko skoordynuje tempo ruchu lewej i prawej ręki pod kontrolą wzroku (jeżeli ma resztki wzroku), a ustalenie centrum działania będzie gratisem, niezbędnym do celowej aktywności. Radości nie będzie końca, a brawa będą bić wszyscy wokół. Rodzice (opiekunowie) będą klaskać w rytmie „kosi, kosi łapki”, a dziecko najczęściej będzie wtórowało dorosłemu. Kosi, kosi łapki są również doskonałym ćwiczeniem oddechowym połączonym z wspomagającym wdech oddaleniem rąk i z wydechem – zbliżaniem dłoni do siebie. Chodzenie, mówienie i pozostałe czynności, które człowiek wykonuje, są podporządkowane indywidualnemu rytmowi, narzuconemu przez serce i płuca. Trzymanie dłoni dziecka w dłoniach dorosłego podczas zabawy w „Kosi, kosi łapki” daje poczucie bliskości, czułości, bezpieczeństwa i umożliwia wspólne działanie. Rytmizują aktywność dziecka. Każda czynność ruchowa podporządkowana jest rytmowi, a człowiek porusza się w swoim własnym rytmie podporządkowanym fizjologii. Kosi, kosi łapki to zabawa, która stymuluje rozwój intelektualny, bowiem aktywizuje obszar Broca i Wernickego.

W tym okresie dziecko będzie też próbowało utrzymać grzechotkę i poruszać zabawką w celu posłuchania dźwięku lub ciszy. Maluchy poruszają grzechotkami, choć przecież nie wiedzą, czy cokolwiek wtedy usłyszą. Doświadczenie motywuje do działania i sprawdzania, które przedmioty wydają dźwięk przez potrząsanie, a których nie słychać, mimo potrząsania.

Zorganizowanie centrum swojego działania jest dla człowieka fundamentalnym celem, bowiem od tego zależy skuteczność, sukces i satysfakcja z własnej aktywności. Poczucie własnej wartości buduje się na podstawie swoich możliwości sprawczych. Zabawa, która umożliwia dziecku organizację centrum działania, jest również dla niego okazją do sformułowania prośby: „proszę się ze mną pobawić w kosi, kosi łapki” – to maluch mówi całym swoim ciałem, bijąc brawo a priori. W „kosi, kosi łapki” można się bawić w różnych pozycjach, i leżąc, i siedząc, na rękach u mamy lub taty (opiekuna), jak kto lubi.  Dzieci niewidome bawią się tak samo jak inne dzieci. Bicie sobie brawa wpływa na dobre samopoczucie, buduje prawidłowe napięcie mięśniowe i łączy prawą i lewą stronę ciała. Aż chciałoby się powiedzieć za maluszka: „Brawo ja!”.

W tym okresie dziecko również próbuje podnosić główkę w różnych pozycjach: na plecach, na brzuchu, na boku. Kontrola ruchów głowy w różnych pozycjach jest niezbędna do opanowania sekwencji ruchowych i samodzielnej zmiany ułożenia w sposób świadomie kontrolowany. Podnoszenie głowy przy leżeniu na plecach będzie szansą na złapanie swoich stóp. Złapanie swoich stóp jest fundamentem do zrozumienia pojęć góra – dół, a to umożliwi orientację w przestrzeni.  Dzieci niewidome podczas takiej zabawy tworzą fundament do orientacji w przestrzeni: wyznaczenie centrum jest podstawą do zrozumienia pojęć – blisko, daleko; na prawo, na lewo;  wyżej, niżej; nad, na, pod; do siebie, od siebie, itp. Chociaż jeszcze nie są nazwane, to już  używane bardzo sprawnie. Trzymanie stopy w dłoniach i wkładanie jej do buzi sprawi dziecku nie tylko przyjemność, ale pozwoli zbudować schemat swojego ciała.

 

Kosi, kosi nóżki,

pojedziem do wróżki.

Wróżka da nam różdżki.

Wyczarujem różki.

 

Kosi, kosi kosiany,

pojedziemy do mamy.

A od mamy do taty,

bo tam piesek kudłaty.

 

Trzeci poziom zabawy obejmuje okres od 7 do 10 miesiąca życia.

Trzeci poziom zabawy jest zdominowany przez utrzymywanie pozycji siedzącej i sięganie po różne przedmioty będące przed dzieckiem w zasięgu rąk. Dziecięca ciekawość pcha malucha do sięgania po obiekty, których jeszcze nie zna. Dziecko zagrabia przedmioty z góry, a poznawczo przygląda się im, po obrocie dłoni w nadgarstku. Oddala i przybliża rzeczy, by ocenić ich przydatność do głębszego poznania. Przekładanie ich z ręki do ręki wcale nie jest takie łatwe, gdy człowiek ma 7 miesięcy. Wymaga to koncentracji i utrzymania równowagi w pozycji siedzącej. Poruszanie przedmiotami utrzymywanymi w ręce jest szansą na poznawanie różnych dźwięków. Jeśli ta rzecz nie wydaje dźwięku, gdy się nią potrząsa, to może trzeba ją nacisnąć. „Gdzie tu jest przycisk? Jest wreszcie...”. Jeśli przedmiot po naciśnięciu przycisku gra, dziecko jest tak szczęśliwe, że porusza się w rytm muzyki, której słucha, a dorosłego też zachęca do ruchu. Kołysanie się pozwala maluchowi zorientować się, jak daleko można wychylić się w prawo, lewo, w przód i tył bez utraty równowagi. Proces jest długi i wymaga potrzebnej dziecku liczby powtórzeń. Tylko ono wie, kiedy dość.

Wypuszczanie i wyrzucanie przedmiotów z dłoni dostarcza praktycznej wiedzy o świecie i umożliwia dziecku skupienie uwagi na zadaniu, które jest ciekawe. Połączenie przyczyny ze skutkiem nie przychodzi łatwo – potrzebne jest doświadczenie...

Dla dzieci niewidomych są to bardzo cenne zabawy orientacyjne:  spadło blisko mnie czy daleko ode mnie. „Jaki dźwięk wydają spadające przedmioty?  - zastanawiają się dzieci niewidome, bo wszelkie różnice sż źródłem aktywnie zdobywanej wiedzy.

 

Dwa kasztanki w ręku mam,

kasztankami sobie gram.

Ram, tam, tam, ram, tam, tam.

Kasztankami sobie gram.

 

Budowanie wieży lub pociągu z dwóch klocków wymaga używania lewej i prawej strony w inny sposób oraz działania przemyślanego, nakierowanego na przewidywany cel.

W tym okresie szczególną radość sprawia dziecku zabawa w „Drobną kaszkę” i gra na bębenku. Wszystko staje się bębenkiem: garnek, miska, wiaderko, pudełko, pokrywka, blat stołu, ponieważ dziecko musi się dowiedzieć, jaką siłą w dłoniach dysponuje i jaki dźwięk wydają przedmioty, które opukuje. Zabawa w drobną kaszkę wpływa na sprawne otwieranie i zamykanie dłoni, obracanie dłoni wypełnionej kaszką (piaskiem, fasolą, ryżem itp.) i przygotowanie palców do różnych sposobów chwytania i wskazywania przedmiotów, które chce się otrzymać.

 

Drobna kaszka, drobna kaszka....

Drobna kaszka, drobna kaszka.

A dla kogo? A dla ptaszka?

Drobna kaszka, drobny mak.

A ten ptaszek fruwa tak: „frrrrrrr, frrrrr, frrrrrr”

 

Drobna kaszka, drobna wyka.

A dla kogo? Dla konika.

Drobna kaszka, drobny mak.

A ten konik robi tak: „ihaha, ihaha, ihaha”.

 

Drobna kaszka, drobny groszek.

A dla kogo? Dla kokoszek.

Drobna kaszka, drobny mak.

A kokoszki robią tak: „ko, ko, ko, ko, ko, ko, ko”

 

Drobna kaszka, drobne jagły.

A dla kogo? A dla Magdy.

Drobne jagły, drobny mak.

A ta Magda śpiewa tak: „la, la, la, la, la, la, la, la”

 

Drobna kaszka i owsianka.

A dla kogo? A dla Janka.

Drobny owies, drobny mak.

A Jan umie mówić tak: „jestem Jasiu, Janek, Jan”.

 

Gdy dziecko potrafi poruszać palcami swoich rąk, to chętnie pobawi się w „Sroczkę”.

Sroczka kaszkę warzyła,

ogoneczek sparzyła.

Temu dała na miseczkę,

temu dała na łyżeczkę,

temu dała – bardzo prosił,

temu dała – wodę nosił.

A temu niczego nie dała,

łepek mu urwała i tam poleciała.

I tu się schowała.

 

Zabawa w sroczkę uczy dziecko przekraczania środka linii ciała, by przygotować je do zróżnicowanego działania lewej i prawej strony ciała. Rozróżnianie stron jest podstawą do orientacji w przestrzeni. Ponadto uczy uważnego słuchania ze zrozumieniem. Sroczka sprawiedliwie dzieli kaszkę między dzieci. „Bez pracy nie ma kołaczy”, kto nie pomagał, to musi do lasu uciekać. Bawienie się z dzieckiem w „Sroczkę” jest okazją do rozwijania dziecięcej wyobraźni. Czy ktoś widział ptaka, który gotuje kaszę? Dziecko to sobie wyobraża, śledzi sroczkę wzrokiem i chowa ją pod swoją pachą. Rozdając kaszę pisklakom, dziecko ma szansę na identyfikację swoich palców dłoni, co w przyszłości ułatwia uczenie się matematyki. Zabawa w sroczkę jest szczególnie cenna  dla niewidomych dzieci, ponieważ daje szansę na wyobrażenie lecącej sroczki do lasu, czyli daleko. Orientacja w przestrzeni dalszej jest możliwa, gdy znane są podstawowe pojęcia w obrębie ciała.

Zabawa w sroczkę wpływa na rozwój ciała modzelowatego, największego spoidła w mózgu. Dziecko potrafi utrzymać równowagę w pozycji siedzącej, sięga po różne przedmioty, przekłada je z ręki do ręki, przygląda się im i zastanawia się, do czego służą różne rzeczy i jak się nimi bawić (poruszanie przedmiotami, naciskanie i ściskanie ich opukiwanie o podłoże, itp.). Utrzymywanie równowagi w pozycji siedzącej pozwoli dziecku przejść bez trudu na czworaka. Wtedy już maluch nie ma czasu na zabawę. Ma za to silną motywację do samodzielnego przemieszczania się, a wszystkie przedmioty napotkane po drodze zainteresują go niejako przy okazji...

Czwarty poziom zabawy obejmuje okres od 10 do 12 miesiąca życia.

Płynne przejście z pozycji czworaczej do stania umożliwi dziecku używanie dłoni do manipulowania przedmiotami. Oderwanie rąk od podłoża uświadamia maluchowi, jak funkcjonuje jego ciało w pozycji pionowej. Czuje, jak stopy utrzymują cały ciężar ciała, jak się układają na podłożu. Doświadcza też, że właściwe ułożenie stóp gwarantuje stosowne napięcie mięśniowe, utrzymanie właściwej postury i jak stopy wyczuwają podłoże: twarde, miękkie, równe, nierówne, ciepłe, zimne, proste, krzywe i w zależności od tego wymuszają inne ułożenie ciała. Właściwe ułożenie stopy na podłożu zapewnia poczucie równowagi i dlatego dzieci preferują poruszanie się boso. Intuicyjnie wiedzą, że stopy dobrze ułożone na podłożu, to bezpieczne przemieszczanie się. Dzieci niewidome wysuwają stopy nieco do przodu i w ten sposób czują się bardziej pewne w samodzielnym poruszaniu się. W pozycji pionowej, dzieciom niewidomym bardzo trudno  utrzymać równowagę i chętnie poruszają się przy ścianie.  Jedną ręką opierają się o ścianę a drugą ręką chronią swoje ciało przed przeszkodą i w ten sposób zapewniają sobie poczucie bezpieczeństwa. Dzieci niewidome poruszają się chętnie, gdy czują się pewnie w swoim otoczeniu i wiedzą, ile kroków można zrobić, by nie zdobyć guza. Utrzymywanie pozycji pionowej sprawia, że dłonie doskonalą manipulację, a chwytanie i odpowiednie trzymanie przedmiotów warunkuje lepsze poznawanie ich. Wkładanie klocków według kształtu do sortownika jest bezapelacyjnie wyzwaniem dla małego człowieka.

Poza domem dziecko dostrzega wielość dźwięków. Wcześniej niż dorosły usłyszy samolot, konia, psa itp., a na płacz innych dzieci zareaguje tym samym.

Słyszę, naśladuję...

Moje dłonie klap, klap, klap.

Woda z kranu: kap, kap, kap.

Dziadek chrapie, babcia śpi.

Zgrzyta metal, skrzypią drzwi.

Mama kaszle, kicham ja.

Wszyscy śmieją się: „cha, cha”.

Serce puka: puk, puk, pik.

Zegar tyka: tik, tak, tik.

W brzuchu burczy: bur, bur, bur.

Szuram stopą: szur, szur, szur.

Gryzę jabłko: chrup, chrup, chrup.

Stopą tupię: tup, tup, tup.

Mój bębenek: bum, bum, bum.

Słychać żabki: kum, kum, kum.

Raz kubeczek spadł i brzdęk.

Wielki balon był i pękł.

Gdy ktoś płacze: „ła, ła, ła”,

mocno przytul, buzi daj.

Śpiewam sobie: „la, la, la”.

Ślę całusa „chu” i „pa”.

 

Naśladowanie dźwięków jest wielką pasją dziecka, bowiem pokazuje, jakim jest świetnym obserwatorem i odtwórcą. Czasem słyszy dźwięki, które zawstydzają... Naśladowanie odgłosów otaczającego świata zdominuje wrażliwość i aktywność słuchową malucha.

Jeśli dziecko spotka swojego rówieśnika, będą się przyglądać sobie, dotykając się nawzajem, a próby nawiązania kontaktu będą się zmieniać w zależności od doświadczenia i indywidualnych preferencji. Gdy rówieśników nie będzie w pobliżu, to zastąpi ich miś, lalka czy inny pajacyk.

Dziecko potrafi utrzymać oburącz jeden przedmiot i próbuje zapamiętywać nazwy obiektów. Trzymając rzeczy dwiema rękami, dziecko tworzy ich abstrakcyjny obraz w swoim umyśle.

 

Co ty w dłoniach swoich masz?

Czy przedmiotu nazwę znasz?

Powiedz, proszę, co to jest?

Wiem już „co to”, oddam więc.

 

Dziecko będzie pokazywało, że jest duże, a obiad był smaczny, zaprosi gestem do zabawy i pogrozi palcem: „oj ty, ty!”. Jeśli dorosły poprosi, to smyk wskaże swój nos, ucho, czoło, oko itp., ale nie tylko własne. Bardzo się ucieszy, gdy będzie szansa na pokazanie części ciała opiekuna (rodzica). To pokazywanie ciała jest dla dziecka ważne, bowiem przy tej okazji dowiaduje się również o funkcjonalności poszczególnych części ciała. Z radością wskazywane są rączki, nóżki, brzuszek misia, lalki czy innej pluszowej zabawki. Dziecko wiele już potrafi i ciągle chce więcej...

Piąty poziom zabawy obejmuje okres powyżej 12 miesiąca do 3 roku życia.

Utrzymanie równowagi podczas samodzielnego przemieszczania się jest osiąganiem niezależności i okazją do doskonalenia swoich umiejętności motorycznych, manipulacyjnych, poznawczych, emocjonalnych i społecznych. Bieganie, chodzenie skakanie i wszelaka aktywność ruchowa zdominuje czas wolny dziecka. Potrzeba poruszania się dzieci niewidomych i ich widzących rówieśników jest taka sama. Na ogół dorośli rodzice (opiekunowie) rozumieją, że dziecko chce pobiegać i albo biegają razem trzymając się za ręce, albo wymyślają własny sposób na zapewnienie bezpieczeństwa biegnącemu dziecku (organizują bezpieczną przestrzeń, biegną  kilka kroków przed dzieckiem, pokazują drogę do biegania wzdłuż płotu, możliwe jest też poruszanie się za dźwiękiem, itp. Każdy wybierze sposób, który odpowiada potrzebom i możliwościom jego dziecka).

Umiem chodzić samodzielnie...

Taka dzisiaj jest zabawa,

chodzę sobie, lewa, prawa.

 

Idę ścieżką i po schodach,

biegać mogę na zawodach.

 

Wchodzę w górę, zbiegam z górki.

Mogę turlać piłki, kulki.

 

Umiem stanąć prosto tak.

I obracać się na znak.

 

Piąty poziom zapełnią zabawy w „Kółko graniaste”, „Dwa Michały”, „Karuzela”, „Pędzi pociąg”, „Jedzie pociąg”, „Siała baba mak”, „Nitko, nitko”, „Tu paluszek, tu paluszek”, „Mała Marysia”, „Pociąg”, „Budujemy mosty”, „Czyżyku, czyżyku, ptaszku malusieńki...” i wiele innych zabaw muzycznych połączonych z naśladowaniem ruchu, które ułatwiają dzieciom rozumienie treści zabawy. Dziecko staje się aktywnym uczestnikiem zabawy, gdy jedzie pociągiem, sieje mak, buduje most czy inaczej ilustruje treść piosenki. Dzięki charakterystycznym ruchom maluch jest pantomimicznym inicjatorem zabawy. Wystarczy, że poda dorosłemu swe ręce i utworzą „kółko graniaste, czterokanciaste”.

Dzieci będą wykazywały w swej zabawie talent i możliwości sprawcze, a poruszanie w rytmie piosenki będzie sprzyjało rozwojowi języka mówionego. Doskonalenie tej przydatnej życiowo umiejętności rozkłada się w czasie...

 

Stukanie, pukanie, tupanie

Stuk, stuk, stuku stuk.

Stuka młotek stuku, stuk.

Stuk, stuk, stuku, stuk.

Gwoździe wbija stuku, stuk.

 

Puk, puk, puku, puk.

Prawa piąstka puka, puk.

Puk, puk, puku, puk.

Lewa piąstka puka, puk.

 

Tup, tup, tupu tup.

Prawa pięta tupie, tup.

Tup, tup, tupu, tup.

Lewa pięta tupie, tup.

 

W domu dziecko będzie bawić się swoimi zabawkami, czytać ulubione książki, słuchać piosenek i angażować się w zabawy muzycznoruchowe. „Przekroczyli górski łańcuch, tak się zatracili w tańcu. A skakali w rytm jak trzeba; podskoczyli aż do nieba. A nie wrócą stamtąd póty, aż wytańczą wszystkie nuty...”

 

Wietrzyk wieje, wietrzyk wieje, jak to wiatr

i porusza gałązkami palmy tak.

A pod palmą siedzi krab

i szczypcami swymi rusza właśnie tak.

 

Mewa leci, mewa leci, jak to ptak,

a po rybę nurka w wodę daje tak.

A pod palmą siedzi krab

i szczypcami swymi rusza właśnie tak.

 

A pod wodą, na głębinie,

to żabnica chodzi po dnie.

A pod palmą siedzi krab

i szczypcami swymi rusza właśnie tak.

 

Dziecko potrafi sięgać po przedmioty kucając, przekładać z ręki do ręki, upuszczać je i wyrzucać, wkładać i wyjmować z pojemnika, nakładać je jeden na drugi, przesuwać lub przenosić, pchać lub ciągnąć, karmić misie i lalki. Naśladowanie ruchów zwierząt i używanie gestów podczas zabawy jest wyzwaniem dla każdego dziecka. Dzieci wcielają się w zwierzęta bez instrukcji i doświadczenia, one to robią ”same z siebie”. Dzieci niewidome chętnie naśladują ruchy zwierząt choć widoczne są indywidualne preferencje. Ponieważ dziecko umie tak wiele i samo się tego nauczyło, to do zabawy potrzebuje towarzystwa. Komuś trzeba zaprezentować swoje umiejętności.... „Cygan dla towarzystwa dał się powiesić”, a dziecko chce pokazać światu to, co umie, czego chciałoby się nauczyć i upewnić, czy rówieśnicy bawią się tak samo?

 

Głowa kiwa tak, tak, tak.

Rączki robią klap, klap, klap.

Nóżki tupią tup, tup, tup.

Umiem chodzić w tył i w przód.

 

Sympozjum dla osób z implantem słuchowym

Adam Pabich

ojciec głuchoniewidomego dziecka

W bieżącym roku we Wrocławiu odbyło się 12. międzynarodowe sympozjum pod hasłem „Potrzeby użytkowników implantów słuchowych we współczesnym świecie”. Piszę o tym dlatego, że wiele dzieci z dysfunkcją wzroku, boryka się także z problemami słuchowymi, tak jak mój syn. Informacje, które prezentowane były podczas tego spotkania, mogą okazać się więc przydatne.

Uczestników sympozjum powitała Teresa Amat przewodnicząca Stowarzyszenia Europejskiego EURO-CIU, które jest inicjatorem tych konferencji i opowiedziała o swoim zrzeszeniu, dzieląc się wiedzą i doświadczeniem. EURO-CIU to pozarządowa organizacja użytkowników implantów słuchowych. Reprezentuje ona 220.000 osób implantowanych – od niemowląt do seniorów. Stowarzyszenie współpracuje ze Światową Organizacją Zdrowia i jest członkiem Światowego Forum Słuchu. Należy również do Europejskiego Forum Osób Niepełnosprawnych (EDF).

Implant ślimakowy to inwestycja korzystna pod względem kosztów, która łagodzi okoliczności utraty słuchu. Włączenie wszystkich grup wiekowych do profilaktyki i opieki zdrowotnej pozwala zaoszczędzić pieniądze. Europa się starzeje i osoby zajmujące się polityką społeczną powinny brać pod uwagę ten fakt.  Niestety niektóre kraje nie implantują osób starszych, nie robią im także badań przesiewowych, brakuje środków na leczenie, a lista oczekujących jest długa. Otrzymanie implantu ślimakowego to dopiero początek drogi. Pacjenci potrzebują wsparcia, rehabilitacji, a używane przez nich urządzenia wymagają przeglądów serwisowych, konserwacji i wymiany procesorów. Użytkownicy implantów chcą tylko swoich praw, stanowią też jednak grono potencjalnych klientów. Implant słuchowy to lepsze perspektywy, wolność wyboru i łatwiejsze życie. Więcej informacji związanych z tematyką słuchu można znaleźć na stronach internetowych: newsletter@emociu.eu, www.emociu.eu.

Wysłuchaliśmy też dr Shelley Chadha podczas wykładu video na temat skali problemu niedosłuchu na świecie. Przybliżyła nam wizję WHO, która mówi o tym, jak powinno wyglądać życie ludzi z problemami słuchu. To ma być świat, w którym nikt nie doświadcza utraty tego zmysłu, jeśli tylko można temu zapobiec, a osoby z nieuniknionym ubytkiem słuchu, mogą osiągnąć swój pełny potencjał poprzez rehabilitację, edukację oraz umocnienie ich pozycji. Z  roku na rok następuje zwiększenie występowania niedosłuchu. Ponad 460 mln ludzi żyje z utratą słuchu, co wyklucza ich z normalnego życia. Wiele osób jest zagrożonych utratą tego zmysłu ze względu na hałas lub muzykę (głośne dźwięki). Można zredukować ryzyko poprzez kontrolowanie hałasu, racjonalne korzystanie z leków, zmianę stylu życia, właściwe leczenie infekcji, odpowiednią higienę uszu, rozwiązywanie współistniejących problemów oraz wczesną diagnozę i rehabilitację. Koszty niezdiagnozowanej utraty słuchu w skali globalnej szacuje się na ok. 750 mln dolarów. W 2017 roku 70. Walne Zebranie Światowej Organizacji Zdrowia jednogłośnie przyjęło rezolucję dotyczącą niedosłuchu i głuchoty. Dzięki niej chcemy osiągnąć ochronę uszu i słuchu dostępną dla każdego (zapobieganie, wczesna diagnoza, leczenie). WHO popiera podnoszenie świadomości społecznej dotyczącej problemów słuchowych na każdym poziomie, jak też rozwój i wsparcie możliwości technicznych w organizacjach zdrowia i świadczenie odpowiednich usług. W ramach wsparcia społecznego 3 marca został ogłoszony Światowy Dzień Słuchu. WHO zapewniło materiały informacyjne, ich rozpowszechnianie i adaptację oraz aktywność podejmowaną przez różne grupy społeczne. Raport na temat słuchu na świecie będzie opublikowany 3 marca 2020 roku.

Podczas sympozjum odbyła się również dyskusja panelowa dotycząca programów w zakresie implantów w Europie – standardy leczenia dzieci i dorosłych. Wzięli w niej udział: prof. Sandro Burdo (Włochy), prof. Roland Laszig (Niemcy), prof. Piotr Skarżyński, prof. Witold Szyfter (Polska) oraz Nadine Cochard (Francja). Przeprowadzenie operacji implantacji ma pewne medyczne ograniczenia. Dziecko powinno mieć ukończony 6 m.ż. i co najmniej 6 kg wagi. W Australii zadają sobie pytanie, czy na pewno tak wcześnie? Jak badać słuch w wieku 5-6 miesięcy, by mieć pewność, że to już całkowita głuchota, a nie niedosłuch, i skąd pewność, że to się nie zmieni? Dlatego uważają, że lepiej implantować po 12 miesiącu życia. Kluczowy jest więc pierwszy rok i to, że dziecko potrzebuje rodziny do prawidłowego rozwoju. W innych krajach ważne są też kwestie anestezjologiczne (dlatego dojrzałość 12 miesięcy, 7-8 kg wagi to wg niektórych krajów najodpowiedniejszy czas). Rodzaj zaimplantowania zależy od różnych czynników. Pod uwagę brane są korzyści dziecka z aparatów słuchowych. Zawsze jest wybór miedzy różnymi aparatami, z których można skorzystać. Nadine Clochard mówiła, że we Francji, jeśli rezultaty są słabe, to implanty powinny być na oba uszy, ale nie jednocześnie. Trzeba sprawdzić, jakie korzyści ma dziecko po pierwszej implantacji. Wtedy, jeśli rokowania są pomyślne, to przygotowuje się rodzinę na drugą operację. Rozważano też kwestie bilateralnej implantacji jednoczesnej. Jedna operacja (implant pojedynczy) trwa ok. 3-4 godzin i trzeba brać pod uwagę to, jak reaguje mózg. Czasem rozpatrywana jest implantacja jednoczesna, ze względu na to, że jeśli implantujemy z odstępem czasowym, to nie otrzymujemy takich samych wyników i nawet przy systematycznej rehabilitacji nie uda się do nich dojść. Bierzemy też pod uwagę sytuację życiową pacjenta: czy to implantacja przed pójściem do szkoły, przed jej zmianą, itp. Wiąże się to z nastawieniem psychicznym pacjenta. Często stosuje się też metodę bimodalną, gdzie pacjent otrzymuje jeden aparat słuchowy i jeden implant. Różne są wyniki rehabilitacji. Zdarza się, że korzyści nie ma nawet po zdjęciu aparatu słuchowego. Przy zapaleniu opon mózgowych i skostnieniach potrzebna jest szybka interwencja i wtedy szybko wykonywana jest operacja obustronna.

Rozmowy dotyczyły też pacjentów dorosłych z wrodzoną głuchotą. Specjaliści mówili o tym,  że kwalifikowani są głusi rodzice, gdy rodzi im się słyszące dziecko. Sami podejmują decyzję, że chcieliby słyszeć i brać czynny udział w jego życiu. Implantuje się też osoby dorosłe, które w dzieciństwie nauczyły się mówić, a nie tylko migać. Trzeba pamiętać, jak bardzo takim osobom jest trudno radzić sobie z nowymi doświadczeniami i emocjami. Potrzebna jest im pomoc psychologiczna, by chcieli słyszenie rozwijać. Przeciwwskazaniami mogą być inne choroby współistniejące, które mogłyby spowodować zagrożenie zdrowie czy życia. Osoby starsze po implantacji muszą same pilnować tego, by implant działał poprawnie, często też niestety nie używają procesora codziennie, a brak systematyczności nie sprzyja postępom w słyszeniu i komunikacji; często więc nie uzyskują oczekiwanych wyników.

Temat znaczenia niedosłuchu dla pacjentów, ich rodzin i otoczenia przybliżyła Eulalia Juan Pastor, która pracuje w Szpitalu Publicznym w Palma de Mallorca w Hiszpanii. Przedstawiła nam wyniki badań dotyczących rodzin borykających się z problemem słuchu: 80% rodziców niesłyszących dzieci rozwodzi się; 10% odwiedziło lekarza w związku z objawami lęku, depresji, problemów ze snem; połowa par nigdy nie podejmowała aktywności bez udziału swoich dzieci, a dla ok. 40% działania te były sporadyczne. W życiu takiej rodziny można wyróżnić 4 strefy:

1. Strefa komfortu (poczucie kontroli i bezpieczeństwa).

2. Strefa strachu (brak pewności siebie, wymówki, bycie pod wpływem opinii innych).

3. Strefa nauki (radzenie sobie z wyzwaniami i problemami, zdobywanie nowych umiejętności, rozszerzenie strefy komfortu).

4. Strefa wzrostu (życie marzeniami, ustalanie nowych celów).

W głowach rodziców pojawia się wiele pytań, na które często nie znają odpowiedzi i muszą ich poszukiwać:

– Jaka jest różnica między implantem a aparatem?

– Co będzie jak moje dziecko pójdzie do szkoły?

– Skąd mam wiedzieć, że aparat przynosi efekty?

– Jak moje dziecko nauczy się języka?

– Kiedy przestanę płakać?

– Jak mogę wspierać rozwój dziecka?

– Co zrobiłam nie tak, że tak się stało z moim dzieckiem?

– Jak znajdę innych, nowych przyjaciół?

To wszystko jest bardzo trudne. Z utratą słuchu wiąże się więc wiele negatywnych zjawisk, problemy w szkole, w pracy czy izolacja. W rodzinie, w której rodzi się głuche dziecko, życie biegnie inaczej i tak ze strefy komfortu krok po kroku dostosowujemy się do nowej sytuacji i idziemy naprzód. Trzeba się wiele nauczyć, mimo wątpliwości i braku wskazówek. Potem stajemy się bardziej doświadczeni i stawiamy sobie nowe cele do zdobycia. Pacjenci i rodziny mają coraz większe wymagania co do implantów i serwisowania. Chcą coraz lepszych wyników, długoterminowej opieki, łączności technologicznej i akcesoriów, by lepiej i pełniej żyć. Środowisko, które nas otacza, odgrywa wielką rolę, bo negatywnie wpływa na nas hałas, świadomość społeczna nadal  jest niewystarczająca, przesiewowe badania dotyczą tylko dzieci, a osoby starsze pozostawiane są same sobie i tracą komfort życia.

Podczas sympozjum mogliśmy też wysłuchać referatu dotyczącego implantacji bilateralnej i wynikających z tego korzyści. Wykładał prof. Roland Laszig z Niemiec. Co więc daje nam taka implantacja? Wymienię kilka korzyści, o których mówił:

przede wszystkim lepszą identyfikację źródeł dźwięku ze względu na parametry fizyczne; pomaga tworzyć wewnętrzne „mapy” źródeł dźwięku (analizować informacje użyteczne i bezużyteczne);

– jedno z uszu zapewnia lepsze środowisko odsłuchowe (efekt cienia głowy);

– podkreślenie informacji, które są słyszane przez oboje uszu jednocześnie;

pozwala nam zlokalizować źródło dźwięku;

binauralną redundancję (słyszenie tego samego dźwięku jakby dwa razy pomaga mózgowi stworzyć lepszy obraz tego, co słyszymy);

słyszenie dychotyczne (odsłuch dwóch różnych sygnałów podawanych na oboje uszu, wkładanie i uzupełnianie dźwięków);

rozpoznawanie różnic w natężeniu dźwięków (mózg je integruje);

lepsze słyszenie w hałasie;

rozwój mowy u dzieci zaimplantowanych bilateralnie jest bliższy rozwojowi dzieci słyszących;

efekty obuusznej implantacji wpływają na lokalizację, mowę w hałasie i rozwój mowy.

Wpływ na korzyści z implantu i rozwój mowy mają takie czynniki jak: zaangażowanie rodziców, interakcje społeczne, mniej czasu przed telewizorem czy komputerem, a więcej czasu z dzieckiem, np. zabawa, czytanie.

Druga multidyscyplinarna dyskusja panelowa dotyczyła zakresu informacji odnośnie implantów ślimakowych – kiedy są wskazane, a kiedy nie. W dyskusji udział wzięli:  prof. Sandro Burdo (Włochy), prof. Roland Laszig (Niemcy), prof. Piotr Skarżyński, prof. Witold Szyfter, dr Józef Mierzwiński, Eulalia Juan Pastor (Hiszpania), Maria Rotkiel, Nadine Clochard (Francja). Lekarze i specjaliści uznali, że nie każda deformacja jest przeciwwskazaniem. Trzeba przeprowadzić badania i podjąć decyzje indywidualnie. Dodatkowe dysfunkcje lub choroby mogą uniemożliwiać założenie implantu (np. upośledzenie umysłowe, zaburzenia widzenia czy całkowita ślepota, padaczka, cytomegalia, autyzm, choroby serca, ograniczenia ruchowe). Przy diagnozie dotyczącej autyzmu i tego, czy jest to dziecko słabosłyszące, trzeba być ostrożnym. Potrzeba obserwacji, badań  (choć te mogą dawać inny obraz niż jest w rzeczywistości). Zawsze staramy się ocenić, czy pacjent ma korzyści z aparatów słuchowych, u dzieci ważny jest czas, w którym rodzice podejmą decyzję o implantacji. Operacja powinna odbyć się między 6 a 12 m.ż. (efekt najlepszy). Natomiast niekorzystne środowisko rodzinne dziecka nie jest przeciwwskazaniem do wszczepu. Zaangażowani rodzice to część terapii, która przyniesie dobre efekty. We Francji nie ma wczesnego działania, ale dostępni są logopedzi. W Niemczech i we Włoszech są centra rehabilitacji (rehabilitacja, praca z rodzicami). Są pacjenci, którym implant służy 30 lat, są i tacy, u których działa dużo krócej. Uszkodzony implant należy wymienić.

Kolejna dyskusja panelowa odbyła się z udziałem pacjentów, którzy przedstawili  swoje historie, powiedzieli o swoich oczekiwaniach. Wystąpili:  Maria Rekowska, Marcin Czerniak, Anamaria-Diana Brasow  (Rumunia) i Michael Wollrab  (Austria).

Następnie prof. Szyfter opowiedział o programie Powszechnych Przesiewowych Badań Słuchu u Noworodków w Polsce  w latach 2003-2019. Badania przesiewowe słuchu rozpoczęły się dużo wcześniej na świecie. W Polsce program powstał w wyniku inicjatywy obywatelskiej i przyłączeniu się Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy (IX Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, 13 stycznia 2001 roku, przebiegał więc pod hasłem ratowania wzroku i słuchu noworodków). W 2001 r. odbyło się pierwsze spotkanie ekspertów i opracowanie celów programu. Rok później rozpoczęto kalkulację kosztów i gromadzenie funduszy. Jesienią 2002 r. ruszył program pilotażowy, a od 1 stycznia 2003 r. program zaczął działać w całym kraju.

Piątek 26 kwietnia, drugi dzień sympozjum, rozpoczął się od wystąpienia dr Sue Archbold z Wielkiej Brytanii. Poruszyła ona zagadnienie odmiennych potrzeb rehabilitacyjnych dzieci i dorosłych użytkowników implantów. Jedni jej nie mają, drudzy myślą, że taka sama pasuje do wszystkich. Co należy wziąć pod uwagę, by była skuteczna? Może trzeba podejść indywidualne do każdego człowieka? Rodzice mogą różnie reagować na niedosłuch u dziecka: jedni rezygnują z rozmawiania, inni później zaczynają uczyć pisać i czytać, jeszcze inni przestają socjalizować się ze społeczeństwem i zostają sami. Część określa te doświadczenia jako „umieszczenie w pudełku”. Wpływ utraty słuchu na dorosłe osoby może być związany z depresją, zwiększonym obciążeniem chorobami, spadkiem funkcji poznawczych i demencją, skorzystaniem z opieki społecznej, jak też bezrobociem czy zmniejszonym wymiarem czasu pracy. Głuchota prowadziła do tego, że zostali wykluczeni społecznie i nie mogli już pracować jak dawniej. Dzisiejszy świat technologii pozwala pomóc takim ludziom poprzez zastosowanie np. aparatów słuchowych, implantów, urządzeń wspomagających słyszenie. Pojawiły się także technologie informacyjne, które ułatwiają porozumiewanie się (Skype, napisy, poczta elektroniczna). Technologia zapewnia słyszenie, różny poziom rozumienia mowy, ale nie przywraca słuchu. Pomoże, ale wtedy gdy w aparatach będą baterie, implant będzie odpowiednio zaprogramowany i używany oraz gdy urządzenia wspomagające będą wykorzystane. Dlatego tak ważna jest postawa rodziców.

Pamiętać należy, że komunikujemy się też za pomocą naszych mózgów, serc oraz ciał. W badaniach australijskich okazało się, że potrzeby w rehabilitacji według rodziców dotyczą: braku wykwalifikowanych specjalistów, szkoleń dla nauczycieli w szkołach ogólnodostępnych i dla asystentów klasowych, zaspokojenia potrzeby długoterminowego radzenia sobie z zaistniałą sytuacją. Inne badania dotyczące spojrzenia rodziców w Europie na rehabilitację są następujące:

szkoła wyposażona zgodnie z potrzebami dziecka (Czechy), córka ma to, czego potrzebuje (Portugalia), nauczyciele odpowiednio wyszkoleni (Szwecja), dobra integracja dziecka z rówieśnikami (Hiszpania). Z tych samych krajów były też głosy przeciwne – nie wszyscy wyjaśniają, czego potrzeba dziecku i za bardzo koncentrują się tylko na pomocy rodzicom (Portugalia); walka o to, co się należy dziecku i o zaspokojenie potrzeb rehabilitacyjnych (Czechy, Hiszpania), rodzic musi walczyć ciągle, by dziecko miało to, czego potrzebuje do rozwoju (Włochy), opieka zależy od wiedzy rodzica (Wielka Brytania), zmiana nastawienia rodziców, że dziecko może osiągnąć wszystko (Szwecja), trzeba zabiegać, by sytuacja rehabilitacyjna była jeszcze lepsza (Bułgaria), pamiętajcie, że jak dziecko założy implant, to potrzeba czasu i wytrwałości, by zaczęło rozumieć dźwięki (Finlandia), więcej wsparcia podczas lekcji (Bośnia, Włochy), dopracowanie materiałów, tak by dziecko go przyswoiło (Szwecja).

Widzimy, że w każdym kraju rodzice mają dużą pracę do wykonania, tak jak i nauczycie oraz rehabilitanci. Wyzwania dla systemu edukacji po implantacji nie są łatwe. Trzeba mieć świadomość tego, że działający implant to nie wszystko. Rozumienie mowy to nie to samo co zdolność językowa. Nauczyciele nie wiedzą o tym, bo uczeń czasami „brzmi dobrze i nie sprawia problemów”. Nie należy zapominać, że są też dzieci ze złożoną niepełnosprawnością. Mają one problemy z uczeniem się, doświadczają wielu niepowodzeń. Różne organizacje starają się współpracować w najtrudniejszych zagadnieniach, wymieniają doświadczenia. Zwłaszcza młodzi ludzie chcą poznawać sposoby komunikacji z innymi, poprawić swoje umiejętności komunikacyjne, dowiadywać się, jakie są trudności i na czym one polegają. Ważnym aspektem zmiany życia jest umożliwienie wykorzystywania zdalnego programowania procesorów (oszczędność czasu, ponoszonych kosztów) z wykorzystaniem Internetu. W Wielkiej Brytanii usługi telepraktyki obejmują: konsultacje chirurgiczne, programowanie i poradnictwo, rehabilitację i terapię grupową. Ludzie lubią takie usługi i ich oczekują. Wsparcie można też uzyskać poprzez stronę https://www.earfoundation.org.uk  

W rehabilitację rodzice chcą być zaangażowani i chcą być partnerami dla terapeutów. Ważne jest dla nich utrzymywanie kontaktów między centrum implantologicznym a całą społecznością osób implantowanych, chcą po prostu wsparcia nie tylko dla pacjentów, ale dla całych rodzin.

Tematem, jaką rolę odgrywa dopasowanie procesorów dźwięku w rehabilitacji zajęła się Eulalia Juan Pastor. Dobrą praktyką jest dzieleniem się informacjami między pracownikami służby zdrowia, rodzicami i dziećmi z niedosłuchem. Ten kontakt powinien dotyczyć wszystkich etapów: chirurgii, audiologii, terapii i rehabilitacji.

Autorskie metody rehabilitacji zostały omówione przez Zdzisławę Orłowską-Popek, która w Krakowie prowadzi terapię dzieci z różnymi zaburzeniami komunikacji językowej. Podkreślała, że rehabilitacja systemowa powinna rozpocząć się jak najwcześniej i zależna jest od diagnozy, dopasowania aparatów słuchowych lub implantu ślimakowego. Czasami sam implant nie wystarcza i zachodzi potrzeba rehabilitacji ogólnorozwojowej. Może się zdarzyć, że dopiero po kilku miesiącach będą zauważalne reakcje. Szczególnie na początku pracy z dzieckiem trzeba pracować wolniej, mówić prostym językiem. Treści należy zminimalizować lub uzupełnić ze względu na brak doświadczeń językowych. Oddziaływania systemowe oparte na programowaniu i nauce czytania budują słownictwo i gramatykę. W tym celu wykorzystujemy serię książeczek „Kocham czytać” Jagody Cieszyńskiej. Dzieci uczą się znaczeń poprzez samogłoski, sylaby i wyrazy. Poznają zasady systemu językowego od słowa przeczytanego do wypowiedzianego. Głoski wywoływane są w sylabach, a porządek pomaga zapamiętać to mózgowi. Dziecko nie tylko słucha, ale też korzysta ze wzroku.

Wystąpienie na temat „Współczesnych metod terapii osób z implantami słuchowymi” Katarzyny Idy Bieńkowskiej dotyczyło głównie indywidualnego podejścia do pacjenta. Kiedy implantujemy małe dzieci, to musimy towarzyszyć im w naturalnym rozwoju. Oceniamy rozwój w stosunku do tego, co słyszy dziecko słyszące. Obserwujemy i przeprowadzamy badania. Dostarczamy dziecku wzorów zachowań  językowych; udzielamy informacji, objaśniamy znaczenia słów; dajemy instrukcje słowne podczas działania dziecka oraz poświęcamy mu uwagę. Czasami po zakończeniu rehabilitacji rodzic jest bezradny i czuje się niekompetentny. Należy wskazać mu formy zabawy z dzieckiem, tak by rehabilitacja była kontynuowana w domu i na wyjazdach rodzinnych. W  centrach rehabilitacyjnych obszarami działania są: prowadzenie szkoleń i przekazywanie wiedzy ekspertów i nauczycieli; rehabilitacja indywidualna, terapia domowa i praca grupowa; prowadzenie turnusów rehabilitacyjnych oraz baza sprzętowa (ustawianie procesorów na miejscu, sprzęt do terapii i bank aparatów słuchowych). W rehabilitacji należy pamiętać o ruchu, bo to element mowy ciała. Ważna jest praca nad emocjami, warto odejść od obrazków na rzecz zdobywania doświadczeń własnych przez dzieci.

Były też prezentacje komercyjne sponsorów sympozjum. Jako pierwsza zaprezentowała firmę Cochlear Julie Ligeti z Australii. Cochlear pomaga ludziom słyszeć i wspiera ich komunikację, by byli usłyszani – to misja tego przedsiębiorstwa. Daje siłę i motywuje do podejmowania różnych celów w życiu. Zmienia sposób, w jaki człowiek patrzy na siebie i jest postrzegany. Firma działa innowacyjnie i wprowadza na rynek wiele produktów, które mają wspomagać słyszenie. Cochlear współpracuje z wieloma instytucjami, organizacjami i szerzy wiedzę na temat słuchu. Sponsoruje też projekty i programy WHO, by polepszyć sytuację osób z wadami słuchu na świecie. Kolejna firma – Med-el – została zaprezentowana przez Evę Kohl. Prelegentka zaczęła od tego, że w naszym życiu pojawia się muzyka i wpływa na nas w różnych obszarach rozwojowych. Muzykę w implancie można słyszeć, rozmawiać o niej,  dzielić się spostrzeżeniami z innymi. Badania wskazują, że im lepiej słyszy się muzykę, tym lepiej rozwija się mowa oraz rozumienie mowy w hałasie. Muzyka jest bardzo trudna do odsłuchania i wymaga szerokiego zakresu częstotliwości, ale wspomaga ona proces rehabilitacji. W implancie muzyka brzmi inaczej niż w rzeczywistości, trzeba nauczyć się podczas specjalnej terapii ją odsłuchiwać. Pomaga w tym odtwarzanie jej i słuchanie, granie na instrumentach i aktywne słuchanie z koncentracją.

Na zakończenie sympozjum wysłuchaliśmy jeszcze historii pacjentów używających implantów na co dzień, w domu i w pracy. To sympozjum to dla mnie dużo przemyśleń oraz mnóstwo doświadczeń i nowych informacji. Najważniejszym przesłaniem było stwierdzenie, żeby propagować wiedzę na temat implantów i osób z problemami słuchu w swoich krajach, żeby byli lepiej rozumiani, ponieważ są częścią społeczeństwa tak jak osoby pełnosprawne.

 

Jak François Huber badał pszczoły

Przemysław Barszcz

leśnik, prezes Polskiej Fundacji Przyrodniczo-Leśnej w Krakowie

        Każdy organizm na Ziemi, każde zwierzę, każda roślina, najmniejszy nawet grzyb i nieznany jeszcze nauce pierwotniak mają swoje miejsce i zadania do spełnienia w ekosystemie. Każda istota, wszystko, co żyje, jest w nim potrzebne. Jeżeli jednak trzeba by wskazać stworzenia mające kluczowe znaczenie dla naszej planety i dla nas, z pewnością na jednym z pierwszych miejsc byłyby pszczoły.

        O roli i znaczeniu pszczół w przyrodzie wiedzielibyśmy dziś znacznie mniej, gdyby nie pewien niewidomy, szwajcarski badacz entomolog, żyjący na przełomie XVIII i XIX wieku, specjalizujący się w badaniu pszczół miodnych Apis mellifera, czyli w melitologii.

Oprócz wkładu w poznanie życia tych arcyciekawych owadów, tworzących unikatowe w świecie przyrody społeczeństwa, historia życia François Hubera pokazuje, jakie możliwości przed osobami niewidomymi otwiera kariera naukowa – w tym przypadku przyrodnicza.

        Gdyby nie pionierskie odkrycia François Hubera, wiedza dotycząca pszczół byłaby uboższa i obecnie nie moglibyśmy z sukcesem hodować ich i chronić. Gdyby zaś nie pszczoły, świat wyglądałby całkowicie inaczej – o ile w ogóle mógłby funkcjonować – anegdota mówi, że Einstein stwierdził, że jeżeli wyginą pszczoły, kilka lat później wyginie życie na Ziemi. Dlaczego pszczoły są takie ważne?

Bez pszczół nie ma roślin

Od zapylania przez pszczoły w samej tylko Europie, w tym w Polsce, zależnych jest ponad 80% gatunków roślin, w tym wiele gatunków podstawowych w rolnictwie i w produkcji żywności. Rola pszczół okazuje się kluczowa nie tylko w ochronie przyrody, zachowaniu bioróżnorodności, nie tylko nawet w tak ważnym aspekcie, jak utrzymanie właściwego poziomu produkcji rolnej. Wysoka liczebność pszczół jest niezbędna dla przeżycia znacznej części roślinności pokrywającej Ziemię, roślinności zapylanej przez pszczoły i będącej pierwszym ogniwem magazynującym energię słoneczną i wprowadzającym ją do ziemskiego obiegu energii i materii. Bez pszczół nie ma roślin, bez roślin nie korzystamy z energii słonecznej, bez której nie ma życia – to pewne uproszczenie, niepokojąco jednak bliskie prawdy. Ochrona pszczół jest kwestią strategiczną, warunkującą obecną postać naszej cywilizacji i funkcjonowania ekosystemu Ziemi.

Osiągnięcia niewidomego apiologa (apiologia to synonim melitologii) są szczególnie ważne w świetle występującego w ostatnich dziesięcioleciach zjawiska masowego ginięcia pszczół. Jest to zjawisko wieloaspektowe, na które składają się bardzo różne czynniki: środki chemiczne wykorzystywane w rolnictwie, opryski stosowane w porze kwitnienia, zaraźliwa epidemia gnilca; jeszcze inni przyczyn masowego ginięcia pszczół upatrują w rozwoju telefonii komórkowej i w promieniowaniu przekaźników. Cały kompleks tych i innych jeszcze czynników zagrażających pszczołom sprawia, że badania, którym bodziec dał ten naukowiec, są obecnie tak ważne.

Szklane ule

        François Huber stracił wzrok w wieku kilkunastu lat; zabiegi i leczenie nie były w stanie powstrzymać tego procesu. Być może spowolniły go tylko nieco i chłopiec był w stanie jeszcze przez jakiś czas dostrzegać światło i cień. Później utracił wzrok całkowicie. Nie przeszkodziło mu to jednak w dokonaniu wiekopomnych odkryć przyrodniczych. Olbrzymią pomocą była mu w tym jego żona Marie, która poślubiła niewidomego już wówczas François wbrew woli swego ojca. Miłość tej pary stała się natchnieniem dla Woltera i pisarki Madame de Staël.

        Huber wykształcił sobie również cały zespół badaczy-pomocników; należał do nich między innymi służący oraz syn naukowca, który ilustrował dzieła ojca wspaniałymi, odręcznymi rysunkami. Przykład rodzica musiał być rzeczywiście pociągający, bo (oprócz współpracy z ojcem) syn zajął się myrmekologią, czyli badaniami innych owadów społecznych – mrówek.

        Pomysłowość – na przykład opracowanie i skonstruowanie nowego typu ula o szklanych ścianach (ule tego rodzaju stosowane są zresztą do dziś), a także pełna poświęcenia i pasji praca umożliwiły wgląd w sekretne życie pszczół i epokowe odkrycia: poznanie wpływu pokarmu, którym robotnice karmią larwy na powstawanie królowych, zrozumienie tajników zadziwiającej komunikacji pszczół, formowanie się roju i jego roczny cykl życia, loty godowe królowych, rola trutni i wiele innych.

        Naukowiec jako pierwszy wykazał, że wosk nie jest przekształconym miodem, lecz jest osobnym produktem pszczelim. Udowodnił, że pszczoły oddychają powietrzem atmosferycznym i opisał sposób wentylacji ula oraz regulacji temperatury, kluczowych czynników dla rozwoju larw – robią to pszczoły robotnice, wykorzystując ruch swoich skrzydełek jako naturalną klimatyzację. Huber badał także budowę anatomiczną pszczół, wydając wspaniale zilustrowane, wieluset stronicowe dzieła, mające do dziś wartość nie tylko historyczną, lecz także poznawczą.

        Wszystkie te odkrycia mają olbrzymie znaczenie nie tylko dla poznania biologii pszczół i zrozumienia funkcjonowania pszczelego społeczeństwa, ale także dla pszczelarstwa, rolnictwa, wyżywienia ludzkości i ochrony tych owadów – co, jak już wiemy, jest niezwykle ważne z kolei dla ochrony życia na Ziemi. Poza znaczeniem dla nauk przyrodniczych praca niewidomego melitologa bardzo posunęła naukowe podejście i naukową metodologię w ogóle. Przeprowadzane przez niego i przez jego pomocników obserwacje, organizacja pracy zespołowej, sposób poszukiwania odpowiedzi na zadane pytania, metody prowadzenia notatek, zastosowanie urządzeń i pomocy naukowych własnego pomysłu, dostosowanych do specyfiki badanych zagadnień, słowem – tę nowoczesną metodologię naukową, tak intensywnie wykorzystywaną dla rozwoju nauki obecnie – w dużej mierze zawdzięczamy geniuszowi i pracowitości tego szwajcarskiego badacza, który pod wieloma względami wyprzedzał swoją epokę, a dla którego utrata wzroku nie była żadną przeszkodą w zgłębianiu fascynujących zagadek życia, w zdobyciu sławy i osiągnięcia sukcesu.

        Praca François Hubera zyskała wielkie uznanie słynnej Francuskiej Akademii Nauk. Sam Karol Darwin, pisząc rewolucjonizujące przyrodniczy światopogląd dzieło „O pochodzeniu gatunków” powoływał się na odkrycia niewidomego naukowca, zgłębiającego życie pszczół.

Przyrodnicy, matematycy, chemicy i pisarki

        Jeżeli ktoś uważałby, że historia, która stała się udziałem François Hubera, niewidomego, wybitnego naukowca przyrodnika, mogła mieć miejsce tylko w dawniejszych czasach, a dziś, wobec wzniesienia się nauki i ludzkiego poznania o kolejne poziomy, nie byłaby już możliwa – ten myliłby się. Kariera naukowa, epokowe odkrycia, uznanie i zasługi, nie tylko zresztą w zakresie nauk przyrodniczych, to droga stojąca otworem przed osobami niewidomymi i słabowidzącymi, zwłaszcza, jeżeli zainteresowania zacznie się ukierunkowywać już w młodym wieku. Świadczą o tym liczne przykłady naukowców wszystkich dziedzin i z całego świata: matematyk Robert Shelton, chemik Henry Wedler, biolog Geerat Vermeij, zajmująca się nowoczesnymi technologiami Ann Taylor, Gustaf Dalen – wynalazca i noblista, komputerowiec Chieko Asakawa, pisarka Helen Keller i wiele innych.

Z nadzieją w przyszłość

Piotr Stefański

tyflopedagog, prezes Stowarzyszenia Rodziców i Przyjaciół Dzieci Niewidomych i Słabowidzących Nadzieja w Krakowie

Od 20 lat nieprzerwanie działa w Krakowie Stowarzyszenie Rodziców i Przyjaciół Dzieci Niewidomych i Słabowidzących Nadzieja. Organizacja pozarządowa ukierunkowana na pracę na rzecz dzieci, młodzieży i dorosłych z niepełnosprawnością narządu wzroku. Stowarzyszenie, które skupia liczną grupę wolontariuszy, zapaleńców, ale przede wszystkim przyjaciół, dla których ważny jest drugi człowiek i jego poczucie własnej wartości. 20 lat działalności na rzecz harmonijnego rozwoju młodych ludzi dającego nadzieję na pełne wejście w dorosłe życie i otwarcie na otaczający świat.

Historia Stowarzyszenia Rodziców i Przyjaciół Dzieci Niewidomych i Słabowidzących Nadzieja nieodłącznie związana jest ze Specjalnym Ośrodkiem Szkolno-Wychowawczym dla Dzieci Niewidomych i Słabowidzących w Krakowie. W 1998 roku na terenie krakowskiej szkoły dla niewidomych zostaje powołany zespół terapeutów wczesnej interwencji, używając aktualnego nazewnictwa zespół terapeutów wczesnego wspomagania. Terapeuci rekrutują się spośród tyflopedagogów Ośrodka z odpowiednim przygotowaniem. Zespół tworzą: psycholog, terapeuta widzenia, fizjoterapeuta, logopeda i oczywiście terapeuta wczesnej interwencji. Zespół otacza opieką niewidome i niedowidzące dzieci wraz z ich rodzinami z terenu Małopolski. W miarę upływu czasu grupa odbiorców działań terapeutów wczesnej interwencji coraz bardziej się rozszerza, nie tylko na Kraków, ale również daleko poza granice miasta, obejmując poza województwem małopolskim, województwa ościenne. Praca terapeutyczna zespołu z dziećmi i rodzicami owocuje dużym stopniem integracji wszystkich zaangażowanych w ten proces osób. W 1999 roku z inicjatywy rodziców małych dzieci z niepełnosprawnością narządu wzroku i terapeutów zespołu wczesnej interwencji oraz za aprobatą pana Mieczysława Kozłowskiego, ówczesnego dyrektora Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego dla Dzieci Niewidomych i Słabowidzących w Krakowie, rodzi się pomysł powołania stowarzyszenia. Organizacji, która będzie miała na celu pomoc dzieciom, rodzicom i specjalistom pracującym z dziećmi. Długi czas trwają rozmowy na temat kształtu organizacji i zakresu jej działania. Osoby zainteresowane powołaniem stowarzyszenia zastanawiają się nad jego przyszłą nazwą. Podjęte zostają działania nad statutem, w którym byłyby zawarte wszystkie kwestie związane z działalnością organizacji. Jest to czas wypełniony pracą i twórczymi pomysłami. Czas współdziałania rodziców i terapeutów, dyskusji, narad i wielkiej nadziei na stworzenie organizacji, która będzie służyć niewidomym i słabowidzącym dzieciom. W maju 1999 r. na zebraniu założycielskim jest 15 osób, które powołują Stowarzyszenie Rodziców i Przyjaciół Dzieci Niewidomych i Słabowidzących Nadzieja oraz przyjmują statut organizacji. Komitet założycielski tworzą: Piotr Stefański (przewodniczący), Halina Urbańska, Danuta Wojtas i Paweł Zegan. W marcu 2000 r. zostaje wybrany spośród grona rodziców Zarząd Stowarzyszenia Nadzieja. Prezesem zostaje mianowany Mirosław Lizak – tata Mateusza, wiceprezesem Danuta Wojtas – mama Maksyma, a w skład zarządu wchodzą: Beata Nowak – mama Adama, Paweł Zegan – tata Michała i Anna Pardyak – mama Patryka. Władze z ogromnym zapałem i determinacją zabierają się do pracy związanej z organizowaniem wszystkich struktur Stowarzyszenia. Siedzibą organizacji staje się krakowski ośrodek dla dzieci niewidomych, czyli potocznie mówiąc – Tyniecka. Pierwszym i podstawowym działaniem zarządu staje się pozyskanie sojuszników i środków na funkcjonowanie Stowarzyszenia. Prezes Mirosław Lizak okazuje się osobą niezwykle skuteczną w działaniu i szybko znajduje fundusze na działania podjęte na rzecz członków stowarzyszenia. Zarząd przygotowuje turnusy rehabilitacyjne dla rodzin organizowane cyklicznie w Łebie i Korbielowie oraz imprezy mikołajowe i spotkania z okazji Dnia Dziecka. Organizowane są dwudniowe szkolenia dla rodziców połączone z zajęciami indywidualnymi dla dzieci i zajęciami grupowymi dla wszystkich uczestniczących w zjazdach rodzin. Podopieczni mający szczególnie trudną sytuację materialną otrzymują pomoc rzeczową i finansową.

Nowy etap i nowe kierunki działania przychodzą w styczniu 2008 roku. Zostaje wybrany nowy zarząd, w skład którego wchodzą: prezes Piotr Stefański, wiceprezes Witold Strugała, sekretarz Agnieszka Nawrocka i skarbnik Piotr Niesyczyński. Stowarzyszenie ukierunkowuje swoją działalność na aktywizację ruchową dzieci i młodzieży poprzez realizację zajęć w sekcjach sportowych. Zostaje podjęta ścisła współpraca ze Stowarzyszeniem Kultury Fizycznej, Sportu i Turystyki Niewidomych i Słabowidzących CROSS z siedzibą w Warszawie. Instruktorska kadra sportowa Stowarzyszenia realizuje zajęcia sekcji pływackiej, lekkoatletycznej, bowlingu, szachowej i tanecznej, a w kolejnych latach showdowna i warcab stupolowych. Ukoronowaniem działań sportowych jest utworzenie z inicjatywy członków Stowarzyszenia, a szczególnie Marcina Ryszki, sekcji halowej piłki nożnej dla niewidomych, której zajęcia prowadzi nauczyciel wychowania fizycznego Mateusz Stawarz. Zarządowi Stowarzyszenia poprzez START w Warszawie udaje się ściągnąć z Brazylii do Krakowa 15 piłek dźwiękowych. W sekcjach niepełnosprawne dzieci i młodzież realizują się sportowo, rozwijają swoją kondycję fizyczną, nabierają wiary we własne siły i możliwości. Członkowie Nadziei uczestniczą w wielu przedsięwzięciach realizowanych przez Stowarzyszenie CROSS, takich jak: „Aktywny start” czy „Na fali”. Dużym sukcesem zarządu jest uzyskanie przez Stowarzyszenie w grudniu 2010 r. statusu OPP, czyli statusu organizacji pożytku publicznego.

Kolejne lata działalności Stowarzyszenia Nadzieja przynoszą nowe sukcesy. Jednym z nich jest projekt pt. „Polskę znacie, kraj swój chwalicie”. Ma on na celu przybliżenie młodym ludziom różnych regionów Polski, a szczególnie Małopolski. Dzieci i młodzież poznają historię, zabytki i tradycje regionalne wybranych miejsc na terenie kraju. Udział w wycieczkach i obozach ma za zadanie zaktywizować ruchowo i turystycznie uczestników projektu. Zarząd stowarzyszenia przygotowuje i realizuje co roku obozy letnie i zimowe dla dzieci i młodzieży. Wyjazdy te cieszą się dużym zainteresowaniem i zawsze mają pełen komplet uczestników. W czasie obozów organizowany jest atrakcyjny i dynamiczny program turystyczny oraz sportowy. Mają one również bardzo ważny wymiar rewalidacyjny. W czasie trwania roku szkolnego realizowanych jest wiele wycieczek jednodniowych lub trzydniowych, które mają na celu podniesienie u dzieci poziomu sprawności fizycznej, poznawanie ciekawych miejsc, integrację i rewalidację. W czasie wyjazdów kładziony jest duży nacisk na współdziałanie, wzajemną pomoc i otwartość na drugiego człowieka. „Bliżej sportu i ruchu” to projekt mający na celu poprawienie sprawności fizycznej dzieci i młodzieży z dysfunkcją wzroku, poprzez ich udział w zajęciach i imprezach sportowych. Działanie to zakłada również propagowanie wybranych dyscyplin sportowych w środowisku osób niewidomych i słabowidzących. Realizowane zajęcia sportowe są dostosowane do możliwości psychofizycznych beneficjentów i stopnia ich niepełnosprawności. Projekt realizują instruktorzy sportowi posiadający odpowiednie uprawnienia i kwalifikacje oraz doświadczenie. Projekt pt. „Otwarci na Europę” jest nawiązaniem do organizowanych przez Polski Związek Niewidomych obozów językowych i ma na celu przybliżanie młodym ludziom wybranych krajów w Europie, w których stolicach znajdują się placówki edukacyjne dla dzieci i młodzieży z dysfunkcją wzroku. W ramach organizowanych obozów lub wycieczek uczestnicy projektu poznają historię, zabytki i kulturę odwiedzanych państw oraz nawiązywany jest kontakt ze środowiskami polonijnymi. Udział w wyjazdach zagranicznych ma za zadanie przełamać barierę językową i otworzyć młodych ludzi na świat.

Działalność Nadziei to również pozyskiwanie licznego grona przyjaciół wspierających przedsięwzięcia organizowane przez Stowarzyszenie. Od 2016 roku bardzo owocna jest współpraca z liczną grupą wolontariuszy, oddanych i serdecznych przyjaciół z Auchan Kraków Aleja Pokoju. Kolorowe Bale Pastelowe, Powitanie Jesieni, andrzejki, mikołajki, wspólne wycieczki to czas niezapomnianych przeżyć, radości i wiary w drugiego człowieka. To liczne wspólnie organizowane zbiórki publiczne na rzecz uczniów krakowskiej szkoły dla niewidomych. To właśnie dzięki Fundacji Auchan na terenie Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego dla Dzieci Niewidomych i Słabowidzących w Krakowie powstaje sala doświadczeń świata, służąca uczniom szkoły podstawowej oraz małym dzieciom objętym wczesnym wspomaganiem. Dzięki współpracy z władzami Miasta Krakowa, a z inicjatywy stowarzyszenia zostaje zorganizowany Międzynarodowy Kongres Tyflopedagogiczny Kraków 2019, w którym uczestniczy ponad dwieście osób z całej Polski oraz prelegenci z Czech, Niemiec, Ukrainy i Węgier. Wydarzenie jest możliwością prezentacji drogi, którą podąża edukacja dzieci i młodzieży z niepełnosprawnością wzroku w kraju i innych państwach europejskich. Przed kongresem w ramach współpracy Stowarzyszenia Nadzieja z Uniwersytetem Pedagogicznym im. Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie odbywa się spotkanie wszystkich dyrektorów placówek edukacyjnych dla dzieci i młodzieży z dysfunkcją wzroku w kraju. Na spotkaniu poruszone są kwestie związane z nauczaniem w integracji, inkluzją oraz sytuacją kształcenia artystycznego dzieci niepełnosprawnych w Polsce.

Podsumowaniem dwudziestu lat działalności Stowarzyszenia Nadzieja był uroczysty jubileusz zorganizowany w Karcher Hala Cracovia Centrum Sportu Niepełnosprawnych w Krakowie. W gali jubileuszowej uczestniczyło ponad trzysta osób, dla których wystąpili uczniowie Szkoły Muzycznej im. mjr. Hieronima Henryka Baranowskiego przy Zespole Szkół i Placówek pn. „Centrum dla Niewidomych i Słabowidzących” w Krakowie (do 31.08.2019 r. Specjalny Ośrodek Szkolno-Wychowawczy dla Dzieci Niewidomych i Słabowidzących w Krakowie). Ważnym punktem obchodów jubileuszowych było wręczenie w czasie uroczystej gali Ludwiczków – nagrody przyznawanej przez Kapitułę Ludwiczka Stowarzyszenia Rodziców i Przyjaciół Dzieci Niewidomych i Słabowidzących Nadzieja. Nagroda ta nawiązuje do postaci Ludwika Braille’a i nominowani są do niej osoby szczególnie zasłużone dla środowiska osób z niepełnosprawnością narządu wzroku. Nagrodę Ludwiczek 2019 otrzymali: prof. Jacek Majchrowski – prezydent Miasta Krakowa, Mieczysław Kozłowski – długoletni dyrektor SOSW dla Dzieci Niewidomych i Słabowidzących w Krakowie, dr n. med. Małgorzata Woś – kierownik Oddziału Okulistycznego z Pododdziałem Okulistyki Dziecięcej Szpitala Specjalistycznego im. Stefana Żeromskiego w Krakowie, Marek Jakubowski – tyflografik i tyflopedagog ze Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego dla Dzieci Niewidomych im. Synów Pułku w Owińskach, Jan Ćwioro – prezes Dynamik Sp. z o.o. oraz wolontariusze z Auchan Kraków Aleja Pokoju.

Patrząc z perspektywy dwudziestu lat działalności organizacji pozarządowej, jaką jest Stowarzyszenie Nadzieja, nabiera się wiary w sens i potrzebę działań w ramach wolontariatu na rzecz drugiego człowieka. Uśmiechnięte twarze dzieci pokonujących własne ograniczenia wynikające z niepełnosprawności, duma rozpierająca zwycięzców biegów przełajowych lub wyścigów wioślarskich, przemierzone kilometry tras turystycznych z przewodnikiem lub z białą laską, poznane ciekawe miejsca, napotkani życzliwi ludzie i czas spędzony w gronie serdecznych przyjaciół – to podsumowanie działań Stowarzyszenia. Organizacji, która przez lata wychowuje, edukuje, rewaliduje, promuje sport i czynne uprawianie turystyki oraz aktywizuje społecznie, dając to, co najważniejsze, czyli NADZIEJĘ.